wtorek, 31 grudnia 2013

Wow, rok taki nowy.


Myślę, że jestem w dobrym miejscu na podsumowanie. Podsumowanie roku który w moim przeświadczeniu miał jakieś 24miesiące i około 730 dni. Nie licząc lutego, który był krótki , ale były w nim walentynki. Walentynki których nie obchodziłam, w ramach protestu nad stanem mojego mentalnego i uczuciowego jestestwa. Chyba się nawet wtedy upiłam.

Ale cofnijmy się dalej. Wsiadam w wehikuł czasu. Sprzęgło, jedyneczka, gaz. Gaśnie. Rura Helmut! Jedziemy.

Zeszłego sylwestra spędziłam w górskim domku, w dresie, w relacji która mnie nudziła. Po północy wypiłam szampana i poszłam spać. Miałam jakieś druzgocące przeświadczenie że gdyby zeszła lawina zabierająca ze sobą mój domek i mój dres, to niewiele bym na tym straciła.

Jak się czuje dzisiaj? Dzisiaj ubiorę sukienkę, żeby było godnie. Posprzątam moją własne kawalerkę, żeby było ładnie. Zrobię sylwestrową czapeczkę dla mojego własnego kota, bo on też musisz czuć się dzisiaj wyjątkowo. Będę piła grzane wino. Będzie tak jak lubię.

Co mi się udało? Jestem studentką najlepszej uczelni o mojej specjalizacji w kraju. Jestem podopieczną szkoły , której właściciela definiuje ze słowem "taniec" cały kraj. Jestem zakochana. Jestem szczęściarą.

Jednak szczerze podsumowując ostatni rok muszę przyznać, że musiałam bardzo dużo walczyć. Żeby znaleźć się w tym miejscu musiałam leżeć krzyżem i na tarczy przed ludźmi którzy chętnie by spalili mnie na stosie. Musiałam się nie cofnąć. Musiałam bardzo dużo się denerwować. Musiałam bardzo dużo przeklinać. To akurat biorę za plus, bo ja lubię przeklinać. 



Czego życzę wam i sobie w nowym roku?  

W nowym roku życzę wykorzystywania szans. Życzę żeby każdy dzień był niespodzianką. Życzę wytrwałości i odwagi. Życzę bycie w tych 5% ludzi, którzy są w stanie zmienić swoje życie. Życzę wielu spraw ważniejszych niż spokój.


poniedziałek, 23 grudnia 2013

Kuchnia szybka



Pewnie gdybym miała kuchnie z powyższego zdjęcia wiele problemów dnia codziennego by mnie nie dotyczyło. Ale nie mam. Mam za to 20cm blatu które muszę logistycznie rozplanować. Kolejny dowód na to , że mieszkanie w kawalerce nie tylko dobrze działa na ciało, ale także na umysł.

Przez te znamienne pół roku wykształciłam system system postępowanie kuchennego. Przede wszystkim danie nie może wymagać użycia więcej niż dwóch palników, bo mam tylko dwa. Po drugie danie nie może wymagać użycia piekarnika , bo ja do diaska nie mam piekarnika. Po trzecie danie musi dać się łatwo zapakować do lunchboxa bo ja nie mam czasu. Po trzecie musi być szybkie i dobrze smakować na zimo, bo ja najczęściej jem obiad w pracy.

Mam trzy czołowe pozycje w  moim domowym rankingu. Na wszystkie przepis znalazłam na kwestii smaku.

1.Ryba w peperonacie


Składniki, 2 porcje:

2 małe papryki (żółta i czerwona lub w jednym kolorze)
1 duża papryczka chilli (opcjonalnie, jeśli mamy ochotę na pikantną wersję dania)
150 g filetów białej ryby bez skóry i ości, np. dorsza, soli, halibuta lub okonia nilowego (użyłam tego ostatniego)
1 łyżeczka startej skórki z cytryny
oliwa extra vergine, sól morska i świeżo zmielony czarny pieprz
400 g pomidorów
4 kawałki suszonych pomidorów wraz z zalewą
świeża bazylia lub natka pietruszki, bagietka

 Przygotowanie:
  • Paprykę pokroić na kawałki, wykroić gniazda nasienne. Papryczkę chilli przekroić wzdłuż na pół i usunąć nasiona. Rozgrzać patelnię grillową i włożyć papryki, przykryć kawałkiem folii aluminiowej i grillować na większym ogniu co jakiś czas przewracając aż papryka pokryje się czarnymi paskami i będzie miękka. Pod koniec można wlać na patelnię 1/4 szklanki wody, przykryć folią i jeszcze chwilę grillować. Posypać solą morską i pieprzem. Paprykę można też upiec w piekarniku (funkcja grilla, około 20 minut).
  • W międzyczasie opłukać i osuszyć rybę, sprawdzić czy nie ma ości, pokroić na kawałki, doprawić solą, pieprzem i wysmarować skórką z cytryny i 1 łyżką oliwy extra vergine.
  • Pomidory sparzyć we wrzącej wodzie, wyjąć i obrać ze skórki. Pokroić na kawałki usuwając sok i nasiona. Miąższ pokroić w kostkę. Włożyć na rozgrzaną zwykłą patelnię, doprawić solą oraz pieprzem i na większym ogniu odparować gotując przez około 5 minut, w połowie gotowania dodać pokrojone na kawałki suszone pomidory oraz 4 łyżki oliwy ze słoiczka. Następnie dodać paprykę z patelni.
  • Do sosu włożyć kawałki ryby, przykryć i dusić na średnio małym ogniu przez około 3 - 7 minut, aż mięso nie będzie już surowe w środku (czas duszenia zależy od rodzaju ryby i grubości filetów). Dodać posiekaną bazylię lub natkę pietruszki, skropić dodatkową oliwą extra vergine i doprawić w razie konieczności solą i świeżo zmielonym pieprzem. Podawać z kawałkami opieczonej w tosterze i przetartej ząbkiem czosnku bagietki

 

2. Kurczak w sezamkach 

Składniki, 4 porcje:
2 pojedyncze piersi kurczaka
 2 kg ziemniaków

Marynata:
sól morska i świeżo zmielony pieprz
1 ząbek czosnku, drobno stary
1 łyżka soku z cytryny
1 łyżka octu ryżowego
1 łyżka sosu sojowego
1 łyżka oliwy

Sezamkowa panierka:
1 jajko
3 łyżki pokruszonych sezamków (np. roztłuczonych tłuczkiem w plastikowej misce)
3 łyżki mąki pszennej
sól
1/3 łyżeczki (lub do smaku) pieprzu cayenne lub ostrej papryki

Sałata:
1 torebka mieszanki sałat (np. z cykorią i tartą marchewką)
2 szczypiorki wraz z cebulkami
1/3 szklanki listków mięty
1 papryczka chili
2 łyżki oliwy
1 łyżka sosu sojowego
2 łyżeczki octu ryżowego
2 łyżeczki brązowego cukru
1 łyżka majonezu


Przygotowanie:
  • Piersi kurczaka oczyścić z kostek i błonek. Każdą przekroić w połowie na pół, grubszą część dodatkowo przekroić poziomo na 2 cieńsze filety. Oprószyć solą, pieprzem, natrzeć czosnkiem, dodać resztę składników marynaty, wymieszać i odstawić na minimum pół godziny, maksymalnie na dobę do lodówki. Przed smażeniem ocieplić w temperaturze pokojowej.
  • Do głębokiego talerza wbić jajko, posolić i roztrzepać widelcem. Do drugiego talerza włożyć sezamki, mąkę, sól i pieprz cayenne lub ostrą paprykę. Wymieszać. Piersi kurczaka wyjąć z marynaty, lekko osuszyć papierowym ręcznikiem, wymoczyć najpierw w jajku a następnie w panierce. Smażyć na oleju lub maśle na patelni po około 2 minuty z każdej strony. Odłożyć na talerz, pokroić po odczekaniu minimum 2 minut.
  • W czasie gdy kurczak się marynuje przygotować sałatę: do miski włożyć mieszankę sałat, dodać posiekaną cebulkę ze szczypiorkiem, posiekaną miętę i chili oraz resztę składników sałaty: oliwę, sos sojowy, ocet ryżowy, cukier, majonez, orzeszki ziemne, wszystko delikatnie przemieszać. Przed podaniem doprawić solą i ewentualnie pieprzem.
  • Do podgrzanych chlebków pita wkładać sałatę i kurczaka, można dodać pokrojoną paprykę i więcej majonezu.

3.Sałatka a'la Cezar z fasolką szparagową

 Składniki, 2 porcje:

300 g fasolki szparagowej
3 plasterki szynki parmeńskiej (lub cienkiego wędzonego lub suszonego boczku (pancetty) lub grillowana/smażona pierś kurczaka)
1/3 główki sałaty lodowej
1 szklanka listków bazylii
1/2 szklanki drobno startego parmezanu
kilka grzanek z pokrojonej bagietki (opieczone w tosterze lub w piekarniku)

Sos a'la cezar:

2 fileciki anchois w oleju
1 łyżeczka musztardy
1 czubata łyżka majonezu
3 łyżki gęstej śmietany 12%
1 łyżka drobno startego parmezanu
świeżo zmielony czarny pieprz

 Przygotowanie:
  • Przygotować sos: do miseczki włożyć bardzo drobno posiekane fileciki anchois, dodać 3 łyżeczki oleju w którym znajdowały się fileciki oraz musztardę, rozetrzeć łyżką. Wymieszać z majonezem, śmietaną, parmezanem i dużą szczyptą świeżo zmielonego czarnego pieprzu.
  • Fasolkę opłukać i przyciąć końce strąków. Wrzucić do gotującej się i osolonej wody i gotować przez około 8 - 10 minut lub do czasu aż będzie miękka (młoda fasolka - wcześnie zebrana - będzie się gotowała krócej od takiej "późniejszej"). Odcedzić i po ostudzeniu przekroić wzdłuż na połówki.
  • Szynkę parmeńską ułożyć na małej patelni i podgrzewać przez kilka minut na małym ogniu, następnie pokroić na kawałki.
  • Do dużej salaterki włożyć pokrojoną na kawałki sałatę, oprószyć solą i pieprzem, dodać bazylię i połowę tartego parmezanu. Włożyć fasolkę oprószoną świeżo zmielonym pieprzem oraz kawałki szynki. W kilku miejscach wyłożyć łyżeczką sos i rozprowadzić go po sałatce. Posypać resztą parmezanu, dodać pokruszone grzanki z bagietki. Nałożyć na talerze i podawać

Życzę miłego oderwania od karpia i śledzia.

czwartek, 19 grudnia 2013

Jak się zapuścić?

 

Czyli mój domowy poradnik jak zapuścić włosy od początku do końca. 

Długie, włosy i ich niesamowity kobiecy wygląd odkryłam dzięki mojej mamie. Była ona łaskawa całe dzieciństwo z zupełnie nieznanych mi przyczyn obcinać mi włosy do długości ucha z prostą grzywką - tradycyjna ponadczasowa fryzura na pazia, lub żeby było bardziej w branżę Barysznikow. Oglądając zdjęcia z dzieciństwa przestaje się dziwić że na pierwszą randkę poszłam po maturze. Dzisiaj uważam tamtego adoratora za osobę o gołębim sercu. Prawdziwy anioł. Potem w ramach młodzieńczego buntu obserwowałam jak moi rówieśnicy eksperymentują z życiem - pierwsze narkotyki, pierwszy alkohol , pierwsze skoki na bungee. Ja postanowiłam zrobić coś w wiele bardziej buntowniczego. Postanowiłam zapuścić włosy. 

Do dziś w tym młodzieńczym eksperymencie pomaga mi kilka podręcznych produktów. Zacznijmy więc od początku do końca.

1. Początek 

czyli skóra głowy.


Seboradin używam od lat. Używała go też moja mama jak była w moim wieku. To jest takie berło które jak pierścionek rodowy przechodzi z pokolenia na pokolenie. Seboradin z żeń-szeniem do włosów suchych wściekle wcieram w skórę głowy na dzień przed myciem włosów. Podobno już sam masaż pobudza cebulki powodując szybszy wzrost włosów. Zapach przez pierwsze pół roku przyprawia o chorobę morską , potem człowiek się przyzwyczaja, na końcu już mu się podoba. Jest super wydajny , jedna butelka wystarczy na ponad poł roku.Nie rozstajemy się już ze sobą.

Skład:  Alcohol and Diethyl Phthalatate and Propylen Glycol,Aqua, PanaxGinseng Extract, Hypercium Perforatum Extract, Burdock Extract, Glycerin, Raphanus Nigra Extract, Parfum, Castor Oil, Coriander Oil

Cena : ok. 30zł

2. Środek 

czyli włosy.

Pielęgnacje włosów mam dopasowaną pod mój typ - włosy suche, porowate, łatwo się puszące. Nie używam odżywek bo moich włosów nie obciąża nawet oliwa z oliwek wylana w ilości butelki na głowę. Postawiłam na maski.

1. Cream al latte
- hit wszystkich którzy go używali. Bosko pachnie, pięknie wygładza włosy, odżywia, regeneruje. Używam kiedy włosy są w średnio opłakanym stanie.

Skład: Aqua, Cetearyl Alcohol, Cetrimonium Chloride, Dipamytoylethyl Hydroxyethylomonium Methosulfate, Parfum, Propylene Glycol, Benzyl Alcohol, Citric Acid, PEG- 5 Cocomonium Methosulfate, Methylisothiazolinone, Sodium Glutamate, Hydroxypropyltrimonium Hydrolized Casein, Hydrolized Milk Protein, Methylchloroisothiazolinone, Sodium Cocoyl Glutamate, Hydroxypropyl Guar Hydroxypropyltrimonium Chloride, 5-Bromo-5-Nitro-1,3-Dioxane.

Cena : ok. 10zł za 1l w drogeriach internerowych 

2. BioWax - traktuje go jako unowocześnioną wersje starej dobrej odżywki Wax , która śmierdziała jak dzika, a włosy przypominały po niej szczotkę do butów ale rosły jak szalone. Ta jest ulepszona - włosy dalej rosną jak szalone , ale są miękkie, ładnie pachną. Maseczka ładnie je regeneruje , mniej się plączą, są bardziej sypkie. Do moich ulubionych należą : mleczne proteiny, kreatyna i olejek arganowy.

Skład: Aqua, Cetyl Alcohol, Cetrimonium Chloride, Cetearyl Alcohol (and) Ceteareth - 20, Hydrolyzed Milk Protein (and) Lactose, Amodimethicone, Isopropyl Myristate, Prunus Amygdalus Dulcis (Sweet Almond) Oil, Acetylated Lanolin, Glycerin, Lawsonia Inermis Extract, Mel (Honey) Extract, Guar Hydroxypropyltrimonium Chloride, Hydrolyzed Silk, Parfum, Benzyl Alcohol (and) Methylchloroisothiazolinone (and) Methylisothiazolinone, Citric Acid, Triethanolamine, Hexyl Cinnamal, Potassium Sorbate.
  

Cena : ok 15zł za 250ml 

3.Koniec

czyli końcówki .

 

Największym problemem przy zapuszczaniu włosów są u mnie końcówki, które suszą się, kruszą i cały plan dopada bezsens. Musze notorycznie walczyć o ich przyzwoity wygląd za pomocą olejków i serum. Ostatnio nabyłam L`Oreal, Elseve, Eliksir odżywczy - upiększający do włosów farbowanych. Sprawcza się elegancko - zmiękcza ale też wyrównuje połysk między matowymi końcówkami a resztą włosów. Ładnie pachnie i jest lekki - myślę że nie obciąży włosów mniej suchych niż moje


Skład: cyclopentasiloxane, alcohol denat, phenyl trimethicone, dimethiconol, c12-15 alkyl benzoate, chamomilla recutita extract/matricaria flower extract, cocos nucifera oil/ coconut oil, ethylhexyl methoxycinnamate, nelumbuim speciosum extract/nelumbuim speciosum flower extract, benzyl alcohol, cinnamal, linaool, linum usitatissimum flower extract, caprylic/capric, triglyceride, gardenia tahitensis flower extract, rosa canina flower extract, bisabolol, glycine soja oil/soybean oil, parfum/fragrance.

Cena ok.30zł

Długość  włosów na dzień dzisiejszy


Oczywiście jak każdy zapuszczający włosy człowiek nie wiem, gdzie jest podstawiona granica że włosy są wystarczające długie i już nie muszę  ich dłużej zapuszczać. Boje się że ta granica pojawi się jak zacznę się o nie potykać.

wtorek, 17 grudnia 2013

Wieczór przy kaloryferze

Daje sobie 4 miesiące. Cztery miesiące ciężkiej pracy bez tłumaczenia o ciśnieniu, złej pogodnie i późnym wychodzeniu z pracy. Ułożyłam plan i muszę się biorę się za realizacje.Mam zamiar mieć mięśnie na brzuchu.

Mój plan obejmuje siłownie trzy razy w tygodniu. W każdy nietreningowy dzień mel b z ciężarkami. Jeżeli za 4 miesiące nie zobaczę efektu zamierzam pozwać wszystkich, którzy mówili że się da.

Analiza dzień pierwszy:















zero tkanki mięśniowej


do zobaczenia za miesiąc

poniedziałek, 16 grudnia 2013

W moim magicznym domu

Witam Państwa, chciałabym was dzisiaj zabrać moim magicznym domu. Jest on wybrany po długiej i przemyślanej selekcji. Jego wystrój idealnie trafia w nasze gusta i jest dobrany z niezwykłą starannością. Zapraszam.

Na początku przejdźmy przez patio. Jest to urocze miejsce na sąsiedzkie rozmowy. Można usiąść na jednej z tych ławeczek i oddać się błyskotliwej konwersacji. I te place zabaw dla dzieci! To świetnie, że można mieć swoją roześmianą pociechę zawsze pod ręką. Bardzo cenię sobie ten zakątek ze względu na wszechobecną zieleń! Ale nie traćmy czasu, mamy jeszcze tyle do zwiedzenia!


Wchodząc do mieszkania od razu odwieszę wasze płaszcze do garderoby. To jest moja duma! Sama wymyśliłam żeby tak wygospodarować to pomieszczenia. Do tego ciemny dywanik i szafy z wiśniowego drewna wykończone czernią! To bardzo funkcjonalne rozwiązanie które świetnie nam służy! Dzięki niemu nie musimy trzymać wszystkich rzeczy w pokojach, co daje nam poczucie przestrzeni. Ale nic, czas na salon!


Salon to miejsce w którym spędzany najwięcej czasu, dlatego zależało nam żeby był ciepły i przytulny. Jasne panele na podłodze pięknie schodzą się z terakotą w kuchni o tym samym odcieniu. Trochę się tego naszukaliśmy ale było warto. Białe ściany idealnie wypełniają ona pomieszczenia. W czarnych meblach kuchennych zakochaliśmy się od początku! Obawialiśmy się że czarna kuchnia trochę przytłoczy pomieszczenia, ale we współpracy z bielą ścian nic takiego się nie dzieje. W salonie, jak widać postawiliśmy dla kontrastu na jasne kolory, biała szafka pod telewizor i podwieszane nad telewizorem generują mnóstwo schowków na drobiazgi. Jasna kanapa była moim marzeniem - taka w którą człowiek swobodnie może się zapaść z książką! Ale zapraszam też do innych pomieszczeń.

Tutaj jest część sypialna mieszkania. Z prawej strony jest nasza sypialnia. Zdecydowaliśmy się na mniejszy pokój ze względu na fakt, że jednak w sypialni spędzamy najmniej czasu. Pokój po lewej to chwilowo moja sala treningowa, która kiedyś zamieni się w pokój dziecinny.

Proszę państwa, oto nasza sypialnia! Zależało nam, żeby była klimatyczna. Stąd pomysł szarości ścian dopasowanej do kontynuacji paneli z przedpokoju. Pod oknem stoi nasze łóżko - bardzo niskie , obite czarną ekologiczną skórą ze skórzanym, pikowanym wezgłowiem. Bezpośrednio nad nim dwie małe czarne lampki do czytania książek. Wyżej w wielkim formacie nasze zdjęcie ślubne. Bardzo chciałam je tu zawiesić. obok łóżka stoi moja toaletka z ciemnego drewna z ringiem świateł. Na toaletce flakoniki z perfumami i inne drobiazgi. Pod ścianą stoi komoda na najpotrzebniejsze ubrania. Reszta oczywiście jest w garderobie.

Teraz czas na mały pokój. Chwilowo urządziłam w nim moją salę do ćwiczeń. Wystrój, jak widać jest skromny - podłoga z jasnych paneli i ściany pomalowane na błękitno-szary kolor. Na środku wielkie lustro na nogach, obok drążek na kółkach. Potem pewnie zrobimy tu pokój dziecięcy, ale cieszę się że na razie udało mi się wygospodarować odrobinę własnej przestrzeni.

To już ostatnie pomieszczenie w moim domu. Było mi bardzo miło że spędziliśmy odrobinę czasu na oglądaniu wnętrz, w które włożyłam tyle serca. To co teraz? Może wrócimy do salonu i napijemy się kawy?



piątek, 13 grudnia 2013

Czym zastąpić kawę ?



Od pewnego czasu szukam substytutu dla kawy. Owszem, nie mogę powiedzieć że  znam dużo lepszych przyjemności niż poranne latte wypite do słodkiego ciastka. Zmuszona jestem też kosztować "małej czarnej" przez ranne wstawanie i niski ciśnienie. Jednak czy jest jakiś zdrowy, ekologiczny i lepszy dla naszego ciała i duch substytut kawy?

Myślałam także o tym dzisiejszego poranka wstając o 5 rano. Leniwie przeciągnęłam się na łóżku, po czym zmotywowałam moje ciało do wstania. Już od progu łazienki myślałam o czarnej cieczy która wyleje się z ekspresu zapełniając mój ulubiony kubek. Nic nie poradzę że jest to moja ulubiona forma spędzania poranka.

Przystąpiłam do codziennych zabiegów pielęgnacyjnych, umyłam twarz oczyszczającym żelem. Dla higieny i estetyki zaprzestałam już dawno wycierania twarzy szorstkim ręcznikiem, zamiast tego używam papierowych. Delikatnie odsączyłam wilgoć z twarzy i rzuciłam okiem że kosz w łazience jest przepełniony. Nie miałam czasu zmieniać worka, dlatego wrzuciłam papierowy ręcznik do toalety, jednym zgrabnym ruchem nacisnęłam spłuczkę i ....


......i przekonałam się że jest substytut kawy,

......że nic Cię tak nie obudzi o poranku

...... jak spuszczenie w kiblu kremu za siedem dych

...... którego ostawiłaś dzień wcześniej na umywalce

..... i który jest na recepte

...... od lekarza którzy bierze dwie stówy za wizytę.

Nienawidzę was, piątki trzynastego.

PS. korzystając z okazji chciałabym pozdrowić moje oszczędności na zimową kurtkę z kapturem. Będzie mi was brakowało.

czwartek, 12 grudnia 2013

wedding jewelry

Czasu do ślubu jest sukcesywnie coraz mniej. Zegarek kręci się jak wentylator, cały czas więc kompletuje wszystkie weddingowe gadżety. Po porzuceniu naiwnej wiary w znalezienie butów, postanowiłam siły przerobowe skupić na czymś inny , aby uniknąć depresji. Kolejnym krokiem jest biżuteria.

Ja oczywiście nie mam kiedy wyjść z domu, dlatego wszystko, łącznie z zakupami spożywczymi robiłabym przez internet, jednak diamenty lepiej jest oglądać w realu. Podobnie jak męża. Chociaż ja akurat męża znalazłam też przez internet.

Mój specjalny wysłannik udał się ostatnio do znanej sieci jubilerskiej w celu zrobienia rozeznania. Serdecznie chciałabym pozdrowić z tej okazji Panią ze Znanej sieci salonów jubilerskich, która okazała wiele zrozumienia młodemu wysłannikowi, a na dodatek zaoferowała wyciągnięcie gablotek dla lepszego uchwycenia piękna kamieni.

Od kiedy zdecydowałam się dość spontanicznie na zakup sukni z odkrytymi ramionami, marzyłam o dużej, bogato zdobionej biżuterii. Z jednej strony po to, aby nadać sukni wytworny i elegancki charakter, ale tak całkiem szczerze to dlatego, żeby odciągnąć uwagę od dekoltu, który jest zdecydowanie mniej bogato ozdobiony przez naturę.

Pierwsze moją uwagę skupiły kolczyki. Do moich faworytów wciąż należą.


Chciałam je sama skompletować z jednym z naszyjników :



Jednak okazało się, że Znana Sieć Jubilerska posiada również gotowe komplety, przy których nie trzeba przepracowywać mózgu. Jestem niemal zdecydowana na jeden z dwóch.



Pierwszy podoba mi się bardziej, ze względu na to, że zdobiony jest cały naszyjnik, oraz dobranie do niego gotowej bransoletki. Jednak cena całego kompletu przyprawia mnie o ból głowy, a mój portfel o nudności. Drugi jest trochę skromniejszy, ale cena bardziej odpowiada moim oczekiwaniom - przynajmniej nie będę musiała sprzedać żadnego z moich słabo rokujących organów.

Wybór biżuterii ugruntował moje i tak już dość mocne przekonanie o tym, że kompletowanie czegokolwiek związanego ze ślubem jest jak zabijanie smoka. Smoka zabić jest trudno, ale nie wolno się poddawać. Nawet będąc zagubioną owieczką. Taka jak ja.

środa, 11 grudnia 2013

Jak nie zadzierać z Hardkorowym Koksem





Hartkorowego Koksa zawsze uważałam za nieprzeciętnego słodziaka. Taki wielki uroczy misiu któremu mogłabym smażyć stejki. Mimo tego zauroczenia, jakoś nigdy nie zależało mi na imponowaniu Hardkorowemu Koksowi. Co prawda oboje lubimy jak nie ma lipy, więc w zasadzie wiele nas łączy. Jednak w treningu ramion bardziej niż na masie i rzeźbie zależało mi na ujędrnieniu, wysmukleniu i napięciu ramion. Nie mogę jednak pozwolić sobie na zaniechanie tego rodzaju aktywności, bo stracie z HK mogłoby się dla mnie skończyć fatalnie. 


Jestem zwolennikiem ćwiczeń ramion z lekkim obciążeniem, ok 1,5- 2kg. Ostatnio poczyniliśmy domową inwestycje w hantle, ale świetnie nadadzą się też butelki z wodą, którą można skonsumować po treningu.

Moje hantle kupiliśmy w GoSporcie i oboje jesteśmy zadowoleni - nie ślizgają się , są obite gąbką dzięki której nie powodują odcisków. Mają żółto- szary kolor, dzięki czemu mogą był świetną inspiracją siłowniowej stylówki. Kosztują ok. 50zł


Ćwiczenia które proponuje, robię w seriach 3x20 powtórzeń. Trening ramion dobrze jest wykonywać co najmniej 3 razy w tygodniu. Dobrze jest ćwiczyć co drugi dzień - mięśnie muszą mieć czas na regeneracje.

Co to właściwych ćwiczeń to z czystym sumieniem mogę polecić trzy. Ich wykonanie trwa ok. 10 minut, a efekty zobaczymy po ok. miesiącu. Zakwasy zobaczymy o wiele szybciej. 

To prezentacji posilę się obrazkami. 

 1.
1. Stajemy w lekkim rozkroku, ręce z ciężarem (hantlami, butelkami wody/ soku / wódki / płynu do spryskiwaczy) puszczamy wzdłuż ciała
2. Podnosimy ręce na wysokość barków
3. Lekko opuszczamy, tak żeby czuć że mięśnie pracują
4. Wykonujemy serię 20 powtórzeń , po kilkusekundowej przewie powtarzamy ćwiczenie.
5. Jeżeli nie czujemy już wystarczającego oporu, należy zwiększyć ciężar

2.
1. Stajemy w lekkim rozkroku, ręce z ciężarem (hantlami, butelkami wody/ soku / wódki / płynu do spryskiwaczy) unosimy zgięte na wysokość uszu.
2. Prostujemy ręce w łokciach do góry
3. Lekko na mięśniach opuszczamy ręce do wysokości uszu.
4. Powtarzamy ćwiczenie 20 razy w 3 seriach.

3.


1. Stajemy w lekkim rozkroku, ręce z ciężarem (hantlami, butelkami wody/ soku / wódki / płynu do spryskiwaczy) puszczamy z przodu. 
2. Uginamy ręce w łokciach przyciągając do klatki piersiowej.
3. Opuszczamy ramiona do pozycji wyjściowej.
4. Powtarzamy ćwiczenie 20 razy w trzech seriach. 

Te ćwiczenia pozwalają zachować ładne, jędrne ramiona bez wielkiego finansowego i czasowego nakładu. Ja ćwiczę, w końcu zawsze na ulicach stolicy mogę spotkać Hartkorowego Koksa który spojrzy głęboko w moje oczy i męskim głosem wyszepcze : "Jest lipa".

wtorek, 10 grudnia 2013

Na Pryszcz cz.1

                          
                           Z pogorszeniem cery wieku młodzieńczego spotkałam się w wieku zupełnie nie młodzieńczym, czyli po 20stce. Na pierwszej wizycie Pani Dermatolog popatrzyła na mnie z lekkim zażenowaniem kiedy z rozpaczą w głosie powiedziałam " trądzik? Przecież ja nie jestem już młodzieńcem?". Wyszyłam z receptą i nadzieją że do końca życia nie będę miała cery o kolorycie i fakturze przypominającej pizze. Od tego czasu miałam zmienić nawyki, przyzwyczajenia - a przede wszystkim kosmetyki. Tak zrobiłam. Te które przedstawiam poniżej używam codziennie.

1. Maść dermatologiczna 

Do dermatologa nie opłaca się iść tylko wtedy, kiedy mamy bardzo dużo pieniędzy i w zasadzie nie zależy nam na poprawie naszej skóry. Ja zanim wylądowałam na fotelu w gabinecie miałam przyjemność zafundować sobie zupełnie bez skutecznie mikrodermabrazje, piling kalwitacyjny, zabieg ze strzelającego prądu oraz maseczkę z alg. Zupełnie bez rezultatu. Za jedną piątą wydanych pieniędzy dostałam w aptece na receptę maść która pozbyła mnie wszelkich zmian w 2tygodnie. Od tego czasu muszę na prawdę długo siedzieć w KFC żeby zobaczyć pogorszenie skóry. Maści nakładam raz dziennie, przed spaniem, na strefę T.

2. La Roche Posay, Effaclar Duo

Effecler Duo kupiłam po reklamie dermatologa, zachwalaniu w internecie i bardzo korzystnej promocji w sieci apteczno-drogeryjnej. Dla mnie to hit, bo nie wysusza mojej i tak już suchej skóry na policzkach, a jednocześnie nie dopuszcza do powstania nowych niedoskonałości. Skóra rano nie jest spięta i przesuszona, jak to działo się po innych tego typu specyfikach, a lekko lśniąca i wyraźnie nawilżona. Idealny do suchej skóry z problemami. Używam go na noc, razem z maścią dermatologiczną.

skład:Aqua/Water, Glycerin, Cyclohexasiloxane, Hydrogenated Polyisobutene, Niacinamide, Isopropyl Lauroyl Sarcosinate, Ammonium Polyacryldimethyltauramid E/Ammonium Polyacryloyldimethyl Taurate, Silica, Methyl Methacrylate Crosspolymer, Sodium Hydroxide, Salicylic Acid, Nylon-12, Zinc PCA, Linoleic Acid, Pentaerythrityl Tetra-Di-T-Butyl, Hydroxyhydrocinamate, Capryloyl Glycine, Capryloyl Salicylic Acid, Caprylyl Glycol, Piroctone Olamine, Myristyl Myristate, Potassium Cetyl Phosphate, Glyceryl Stearate SE, Parfum/Fragrance

cena: ok. 50zł / w promocji 36zł


3. Bioliq Dermo, Krem do cery trądzikowej na dzień

Szukałam kremu matującego, ale nie wysuszającego kremu na dzień. Treściwego, który ukoi twarz jesienią i zimą. Ten jest idealny, łagodzi podrażnienia, zaczerwieniania, koi skórę, nie wysusza, u mnie nie zapycha i nie powoduje dodatkowych podrażnień. Dla mnie jest świetny na tą porę roku, jedyne co mi nie pasuje to brak filtra UV. Używam go jako kremu na dzień.

Skład: Aqua, Cetearyl Ethylhexanoate, Cyclopentasiloxane, Cetyl Alcohol, Isohexadecane, Macadamia Integrifolia Seed Oil / Tocopherol, Glycerin, Polyacrylamide / Hydrogenated Polydecene / Laureth - 7, Glyceryl Stearate Citrate, Stearyl Alcohol, Aloe Barbadensis Leaf Juice, Glycerin / Alcohol / Cimicifuga Racemosa roqt Extract, PEG - 60 Almond Glycerides / Butylene Glycol / Caprylyl Glycol / Carbomer / Glycerin / Nordihydroguaiaretic Acid / Oleanolic Acid, Glycerin / Camellia Sinesis Leaf Extract, Dimethicone, Alcohol / Onopordum Acanthium Flower/Leaf/Stem Extract, Lactic Acid, Benzyl Alcohol / Methylchloroisothiazolinone / Methylisothiazolinone, Disodium EDTA, Tocopherol, BHA, Parfum

Cena: ok. 15zł. 

 4. Garnier, Czysta Skóra, Żel myjący


 

W kwestii żeli do mycia twarzy nie jestem zbyt wymagająca. Ważne żeby pienił się, mył, a twarz była wyraźnie czysta i napięta. Kiedyś kupowałam wyłącznie apteczne kosmetyki, ale potem zobaczyłam że moja skóra tak samo przyjmuje  Clinique, Ziaja, jaki i żel do higielny intymnej używane kiedyś przeze mnie przez 2 tygodnie  bo nie miałam czasu iść do drogerii jednak bardziej do twarzy. Takie tam życie na bogato w stolicy. Od dłuższego czasu używam Garniera, ale to bardziej kwestia przyzwyczajenia niż jego nadprzyrodzonych możliwość. Na pewno nie robi mi krzywdy. 

Skład: Aqua, Coco-Betaine, Peg-8, Sodium Laureth Sulfate, Peg-120, Methyl Glucose Dioleate, Disodium Cocamphodiacetate, Sodium Chloride, Salicylic Acid, Zinc Pca, Cucumis Sativus/Cucumber Fruit Extract, Hamamelis Virginiana/Witch Hazel Extract, Menthol, Menthoxypropanediol, Tetrasodium Edta, Propylene Glycol, Hexylene Glycol, Methylparaben, Ethylparaben, Butylparaben, Isobutylparaben, Propylparaben, Phenoxyethanol, Parfum/Fragrance, Limonene, Benzyl Salicylate, Linalool, Hexyl Cinnamal, Citral (F.I.L. B10512/1).

Cena: ok 15zł 

 

Nie są to na pewno uniwersalne metody, ale u mnie działa:) 

poniedziałek, 9 grudnia 2013

Starszy mężczyzna z brodą.


"Ostatnio odwiedził mnie starszy mężczyzna z brodą i wręczył mi prezenty" - taka mogłaby być początkowa narracja "Sponsoringu" lub innego filmu edukacyjnego puszczanego dzieciom w formie zwiastuna w czasie projekcji Disney'a. Tak zaczęło się dla mnie również piątkowe popołudnie. Mężczyzna co prawda nie należy do gentalnemów, ponieważ ani się nie przedstawił, ani nie przywitał, ani nawet nie skusił się na dzień wcześniej przyrządzone przeze mnie ciasteczka z mlekiem. Przyniósł jednak prezenty, a prezenty to ja sobie cienię ponad wszelką miarę.

Paczką którą zostawił zawierała:

1.  Jimmy Choo, Flash

Mikołaj chyba był tak samo jak ja świadomy tego że nigdy nie dorobię się wymarzonych szpilek Jimmy Choo. Postanowił dać mi perfumy na otarcie łez, żebym się przynajmniej mogła pochwalić metką. Gust co do perfum mam dość, powiedziałabym alternatywny. Light Blue nie pachnie mi niczym, Euphoria pachnie mi żelem pod prysznic mojej babci, natomiast Angel od lat kojarzy mi się z gabinetem dentystycznym. Uderzam raczej w zapachy mocne, ciężkie, najlepiej pachnące kadzidłem. Ten to w ogóle coś innego. Idealna hybryda oryginalności Lolity Lempickiej z nutą pieprzu. Lubie to !

Nuty zapachowe:
nuta głowy: różowy pieprz, truskawka
nuta serca: tuberoza, jaśmin, biała lilia
nuta bazy: białe drewno
  

2. Cupcakes z La Vanilla


Tym razem Mikołaj porzucił swoją czekoladową podobiznę i w ramach słodkości wpadł do La Vanilla po kilka cupcakes. Brawo Mikołaju! Samki są bajeczne - mi trafiła się pistacja, malina , masło orzechowe i mój faworyt - tiramisu. Warte porzucenia każdej diety. 


2. Kapcie z H&M

Znakomite uzupełnienie mojej zimowej domowej stylówki, która najchętniej obejmowałaby jednoczęściowy kostium złożony z przenośnych kaloryferów. Na kapcie czaiłam się od pewnego czasu, bo nie ma nic przyjemniejszego niż wieczór pod kocem w ich towarzystwie. Polecam wszystkim którzy w zimowe dni odejście na 5m od kaloryfera porównują do wyprawy na Mont Blanc.

4. Święty Spokój

Tego nie musiał mi dawać  Święty Mikołaj, to był mój prezent dla siebie. Weekend leżenia w piżamie pod kołdrą był szczytem moich świątecznych ambicji. Kot nie zastanawiał się ani chwili nad tym, czy dołączyć. 


                                        


piątek, 6 grudnia 2013

Złote krążki






Przeszliśmy trochę wojnę o obrączki. Trochę się różniliśmy w gustach i zapotrzebowaniu. Ja chciałam coś oryginalnego, z nutą fantazji, projektu którego nie powstydziłby się Alexander Mcqueen. Warszawiak celował raczej w formę, którą spokojnie nabylibyśmy w sklepie z wkrętami. 

Po burzliwych, wieczornych dyskusjach, po kolejnym powiedzeniu ostatecznego "no ale przecież" postanowiliśmy spotkać cię w połowie drogi - wybraliśmy klasyczne, okrągłe złote obrączki.Dokładnie takie jakie noszą nasi rodzice i ich rodzice.

Po szybkiej analizie oferty salonów jubilerskich w stolicy doszliśmy do wniosku że albo sprzedamy nerkę, albo poszukamy szczęścia gdzieś w świecie. Mały salon jubilerski we Wrocławiu zaoferował nam cenę niższą o budżet naszego wesela. Nie zastanawialiśmy się długo. Tak samo jak ja nie zastanawiałam się długo nad tym czy ma mi opaść szczęka kiedy Pani Jubiler popatrzyła na złoto przez lupę i powiedział "Stare rosyjskie złoto". Byłam onieśmielona widzą. 

Do Wrocławia przywiozłam ze sobą decyzje o ponadczasowej klasyce. Którą w dzień następny po południu miałam zamówić.
                          
                           

Wszystko byłoby proste i zgodnie z planem. Byłoby. Byłoby gdyby nie to że w dzień zamawiania obrączek w godzinach przedpołudniowych dostałam od Warszawiaka takie oto zdjęcie:
 
Z podpisem : "A takie?". I wtedy poczułam że takie. I takie zamówiła. 
Pani Jubiler zapytała mnie o grawer. Uradowana, chcąc napisać coś sentymentalnego Warszawiakowi przez co zobaczę wzruszenie w jego oczach i sercu zapytałam :
-A ile znaków?
- A jaki ma Pani rozmiar - odpowiedziała Pani Jubiler
- 7 - odparłam pełna nadzeii
- To jak się zmieści imię narzeczonego, będzie Pani miała sporo szczęścia - odparła Pani Jubiler z lekkim zażenowaniem.