piątek, 31 stycznia 2014

Cienie Inglot

Nie jestem wielkich fanem cieni do powiek. Najczęściej po ich użyciu wyglądam jak przemalowana reprezentantka gimbazy, aż mam ochotę zarzucić na siebie leginsy i bluzkę w panterkę. Wypracowanie palety, z której mogę korzystać i rano w półśnie przed wyjściem do pracy, i wieczorem na szybko przed wyjściem do opery było sporym wyzwaniem. Temat jednak udało się jakoś ogarnąć. 

Lubie cienie Inglota przede wszystkim za to za to, że są trwałe, miękkie i można je nakładać nawet palcami. Jest to mój ulubiony sposób aplikacji, ponieważ ja nie jestem w stanie znaleźć w domu telefonu czy pilota do telewizora, a co dopiero miniaturowego pędzelka do cieni. Zamknięte są w fajnych, wytrzymujących tornado w torebce paletach, aczkolwiek byłam większą zwolenniczką tej starszej wersji, która była wyposażona w lusterko. Ale przejdźmy do kolorów. 

1. 373 MAT 

Czysta biel, zimna, bez żadnych domieszek. Najczęściej stosuję ją do rozjaśnienia wieczorowego makijażu, lub jako cień bazowy. Ładnie wygląda z szarością i innymi mocnymi kolorami. 


2. 350 MAT

Pomieszanie szarości z beżem. Kolor jest zdecydowanie zimny. Ładnie sprawdza się solo, ale też w towarzystwie brązów, beży i ciemnych szarości.


3. 348 MAT

Ciemna, matowa szarość. Bardzo ładnie się rozciera, z łatwością uzyskują smoky eyes, ale też ładnie wygląda w postaci lekkiej kreski przy linii rzęs. 


4. 352 MAT

 
Róż pomieszany z beżem. Idealny do nude make-up, solo i do rozcierania ciemniejszych cieni. Dla mnie idealny na co dzień.

   5. 153 perl


Mieszanka różu, brązu i fioletu. Kojarzy mi się z hinduskimi makijażami, na pięknych powiekach ogromnych oczu. Na co dzień z beżem lub bielą, na wieczór z oberżyną lub czernią. Bardzo uniwersalny i oryginalny kolor.

6. 395 perl

Mój inglotowy hit, którego zużyłam nieskończoną ilość opakowań. Jasny, perłowy beż który idealnie stapia się z jasną skórą. Nadaje się na całą powiekę, pod łuk brwiowy, na policzki i do rozświetlania twarzy. Idealnie kryje zmęczenie, jest najlepszy na świecie. 

czwartek, 30 stycznia 2014

EatFit


czyli łosoś w sezamie z makaronem ryżowym i sałatką

Składniki (dla 2 osób):
  • 2 filety łososia bez skóry, każdy po około 150 g
  • 100 g makaronu gryczanego soba lub makaronu ryżowego
  •   2 łyżki białego sezamu
  • 2 łyżki czarnego sezamu

Sos i marynata:

  •  sos sojowy
  • sok z limonki,
  • cukier 
  • mielony imbir 

Sałatka
  • mieszanka sałat
  • pomidory koktajlowe
  • kiełki rzodkiewki
  • ocet balsamiczny
  • oliwa z oliwek
Przepis (niezawodna kwestia smaku)

  • Łososia zamarynować w mieszance sosu sojowego (2 łyżki), soku z limonki (2 łyżki), cukru lub miodu (1 łyżeczka), 1 łyżeczce mielonego imbiru, szczypcie soli i pieprzu. Odstawić na około 1 godzinę lub dłużej jeśli mamy czas. Ugotować makaron zgodnie z instrukcją na opakowaniu.
  • Wyjąć łososia z marynaty i delikatnie osuszyć. Resztę marynaty (jeśli taka pozostała) wlać do rondelka, dodać 3 dodatkowe łyżki sosu sojowego, 1 łyżeczkę cukru lub miodu i zagotować. Gotować przez 1 - 2 minuty aż sos zgęstnieje, odstawić. Dodać ugotowany i odcedzony makaron, wymieszać, odstawić.
  • Łososia obtoczyć w mieszance jasnego i czarnego sezamu i położyć na rozgrzanej patelni z nieprzywierającą powłoką (smażymy bez użycia tłuszczu). Smażyć przez około 3 minuty na umiarkowanym ogniu, uważając aby ziarna tylko się lekko zrumieniły a nie spaliły, przewrócić na drugą stronę i smażyć przez kolejne około 2 minuty, obsmażyć jeszcze po minucie z dwóch pozostałych stron. Łosoś nie może być przesuszony, mięso ma być delikatne i miękkie. Czas smażenia zależy od grubości filetu i może się różnić.
  • Pomidory pokroić w ćwiartki, wymieszać z mieszanką sałat i kiełkami. 3łyżki oliwy wymieszać z 1 łyżką octu balsamicznego. Polać sałatkę


    Bon Appetit !

środa, 29 stycznia 2014

5.



pierwszy badacz stosunków politycznych w akcji

backstage sesji w Hotelu Bristol

 Parka Decathlon - hit zimy

idealne śniadanie sportowca
Sesja przedślubna Agaty Podwysockiej

wtorek, 28 stycznia 2014

Szaleństwa Pana Marka



- Zróbmy jakąś psychodele - powiedział Marek, jedząc drożdżówkę w centrum Wrocławia. To nawet nie było takie przerażające. Zdecydowanie bardziej przerażał mnie fakt, że był w doskonałym nastroju. Dla mnie wystarczającą psychodelą jest fakt, że ktoś jest w doskonałym nastroju o 7 rano w poniedziałek. 

- Dobra - odpowiedziałam usilnie starając się nie wpaść twarzą w kubek termiczny z kawą który trzymałam w ręce. I zasnąć. Powstrzymywało mnie tylko to, że było -3.

- Mam dla Ciebie suknię ślubną - dodał Marek, przegryzając bułkę i wprowadzając mnie w stan sporego zdziwienia, jaka jest jego domowa definicja słowa "Psychodela"? Co prawda, swego rodzaju niechęć Marka do formalizowania związku znałam od dawna. Ale żeby zaraz psychodela?

Potem było już tylko milej. Gosia Motas przygotowała piękną, psychodeliczną suknię ślubną z czarnym welonem, w której czułam się jak dorosłe dziecko Rosemary. Brakowało tylko płynącego po starej kamienicy soundtrack z ostatniego pokazu Macieja Zienia.



dress - Gosia Motas

piątek, 24 stycznia 2014

but na ślub


W butach na wysokim obcasie lubię najbardziej ten moment w którym je ściągam. Niestety można szukać we mnie z mikroskopem laserowym ostrej dżagi, która na szpilce czuje że miażdży konkurencje jednym ruchem obcasa. Przypomniałam sobie na ostatniej randce kiedy uwieszona na ramieniu Warszawiaka modliłam się, żeby całe pieniądze zostawione u ortodonty nie wylądowały na chodniku.

Wtedy w mojej głowie zapaliła się żarówką bohatera filmów z mojego dzieciństwa - a ślub?! W drodze do ołtarza może się nie zabije, ale cały wieczór w obcasach pewnie skończy się tym co każda lepsza impreza - wracaniem boską stopą po średniowiecznej kostce wrocławskiego rynki. Czy w najlepszej opcji zapaleniem płuc.

Wtedy zapadła boląca dla mojego serca i portfela decyzja - muszę kupić baletki. Co prawda nie będę wyglądała jak milion dolców w swoim najważniejszym dniu, ale przynajmniej resztę życia będę mogła się uśmiechać. Bo będę miała czym.

Decyzja jeszcze nie zapadła - naoglądałam się za dużo z Christianem Louboutin, czego efektem są zdecydowanie za dużo wymagania w proporcji do zasobności portfela.

Ale tak miło czasami pomarzyć....





czwartek, 23 stycznia 2014

Co mnie kręci 4





1.Bourjois, 10 Hour Sleep Effect

Używałam tego podkładu w czasach beztrądzikowych. Sprawdzał się u mnie idealnie, bo od kiedy pamiętam w ogóle nie śpię. Rozstaliśmy się na jakiś czas, bo miał za małe krycie na moje nie tak dawne problemy. Ostatnio jednak po wspaniałej kuracji kwasem migdałowym cera znacznie się poprawiła, postanowiłam zrezygnować z ciężkich podkładów na rzecz delikatnego, rozświetlającego fluidu, który ukryje moje zmęczenie. Wróciliśmy do siebie i jest nam razem cudownie. Podkład rozświetla cerę, ale nie powoduje świecenia, nawet przy mojej combotłustej cerze. Trzyma się cały dzień, ładnie wyrównuje koloryt. Nie jestem tylko pewna czy cera wygląda jak po 10godzinach snu. Bo ja tyle nie spała od kiedy poszłam do przedszkola. Dzięki Mamo.

Skład: Water, Dimethicone, Cyclopentasiloxane, PEG-10 Dimethicone, Butylene Glycol, Propylene Glycol, Phenoxyethanol, Sodium Chloride, Methylparaben, Disteardimonium Hectorite, Disodium Stearoyl Glutamate, Tocopheryl Acetate, Propylparaben, Laminaria Digitata Extract, Fragrance, Alcohol Denat, Glyceryl Linoleate, Panthenol, Aluminium Hydroxide, Glyceryl Linolenate, Tocopherol +/- (CI 77491/CI 77492/CI 77499/Iron Oxides, CI 77891/Titanium Dioxide, CI 77019/Mica)

Cena: ok 60zł

 2. Debby Mascara 100% Volume EXTRA
 
 Nie mogąc doczekać się paczki z nowym tuszem, wybrałam się do drogerii po coś na szybko i nie drogo, bo i tak nie będę  tego używać po odebraniu paczki. Efekt zajścia jest taki, że nowa mascara leży zamknięta w pudle, a kupiona wtedy Debby ma pełną szczotkę zajęcia.Tusz z nazwy jest pogrubiający, ale dla mnie dodatkowo i wydłuża i podkręca, a wręcz robi efekt sztucznych rzęs. Ma dużą szczoteczkę z dość sztywnego włosia, która dobrze chwyta i rozdziela rzęsy. Sam tusz jest dość gęsty i żeby dobrze wysechł trzeba odczekać klika minut (np. z zakładaniem swetra, wiem bo próbowałam dzisiaj rano). To jeden z lepszych tuszy jakich kiedykolwiek używałam. Nie uczula, nie powoduje wypadania rzęs, nie podrażnia, łatwo się zmywa. Boje się, że będzie ciężki do dostania. Jak to zwykle bywa z ideałem. 

Cena: 22zł

3.NYX, Rouge Cream Blush


Nie byłam nigdy fanem kremowych róży do policzków. Wydawało mi się że są nietrwałe, a ich aplikacja jest trudna. Będąc ostatnio w sklepie NYX postanowiłam zaryzykować i kupić cukierkowy róż. Tak stałam się posiadaczką koloru Boho Chi. Pierwsze co zwróciło moją uwagę to mocne, dobrze wykonane pudełko z grubego plastiku. Za tą cenę jest na prawdę eleganckie i ładnie prezentuje się w torebce. Róż nakładam opuszkami palców, wcierając w policzki. Ładnie stapia się z cerą, ożywia ją. Długo utrzymuje się na skórze, znosi nawet trening na siłowni. Jesteśmy przyjaciółmi! 

Skład: Ceresin Wax, Microcrystalline Wax, Polythylene Wax, Beeswax, Ethylhexyl Palmitate, Mineral Oils, Isopropy Myristate, Hydrogenated Polyisobutene, Lanolin, Diisostearyl Malate, Corn Starch Modifited, Mica, Silica, Titanium Dioxide, Butylated Hydroxy Anisole, Propyl Paraben. 

Cena: 25zł

 

środa, 22 stycznia 2014

Wow, kolor taki przewodni




Wybieranie palety kolorów nie było proste. Wszystko mi się gryzło, albo wyglądało tandetnie. Chciałam coś eleganckiego, ale romantycznego. Coś jasnego, ale nie bladego. Coś oryginalnego, ale nie dziwnego. W skrócie dwudziestoletnią  stażystkę z piętnastoletnim stażem. Efektem moich moich męczarni jest paleta. Czterech kolorów, które się w miarę nie gryzą.


1. Jasny róż.
 Postawiliśmy na kwiaty w kolorze jasnego różu. Myślę że nieźle uzupełnia białą salę. Bukiet panny młodej, czyli jak na razie jest planowane mój, będzie z jasnych, pudrowych róż. Planowałam białe kwiaty, lecz zostało mi wytłumaczone że w kontakcie z białą suknią będą plamą. Cale szczęście że mieć w życiu dookoła siebie ludzi mądrzejszych ode mnie.   


2. Mięta 



Na mięte postawiliśmy we wszystkich papierowych dekoracjach. Zrobiliśmy miętowe zaproszenia , winietki i menu. Mięta jest moim absolutnie ulubionym kolorem, dlatego nie mogło zabraknąć takiego akcentu na naszym ślubie.


3.Srebro



Srebro będzie dominującym kolorem na stołach.Planujemy srebrne serwetki, dodatki do obrusów. Myślę że ten kolor uzupełni paletę i doda jej elegancji.
4.Biel


Jeśli komuś uda się zrobić wesela bez bieli oferuję połowę królestwa i rękę księżniczki. Czy mi to się podoba czy nie, biel jest dominującym kolorem ślubnym i tego nie przeskoczymy. Najważniejsze żeby w białym było nam do twarzy.

Zrobienie palety ślubnej było wyzwaniem. Chciała osiągnąć efekt elegancji i oryginalności. Taka forma przy której żadna babcia nie dostanie zawału. Czy się uda? Przekonam się już niedługo

wtorek, 21 stycznia 2014

EatFit


Czyli naleśniki Ewy Ch w formie skrawków Dominiki N.

Składniki:
  • 2 jajka
  • banan 
  • oliwa z oliwek
  • tabliczka ciemnej czekolady 
Przepis:

Jajka i banana z dodatkiem łyżki oliwy wrzucamy do blendera. Po dokładnym zmiksowaniu produktów, smażymy jak klasyczne naleśniki na rozgrzanej patelni. Uważamy żeby nie przypalić, bo ciasto smaży się dość szybko. W rondelku roztapiamy czekoladę bez dodatku masła, cały czas energicznie mieszając. Usmażone naleśniki układamy na talerzu i polewamy rozpuszczoną czekoladą.

Nie wiem co poszło nie tak. Może mamy złą patelnie. Może za mało nasmarowaliśmy ją olejem. Nie mniej danie o wiele lepiej smakuje niż wygląda, jest pożywne i zdrowe. Idealne dla szalonych czekoladoholików.

    Bon Apettit !


piątek, 17 stycznia 2014

Zaproszenia Ślubne



Mamy jakiś utarty ślubny zwyczaj że na uroczystości przydają się goście. Bez nich jest smutno, nie ma kogo posadzić przy stołach i nikt nie śpiewa "gorzko, gorzko!" Postanowiliśmy nie sprzeciwiać się tradycji i również kilku zaprosić. Do tego przydałyby się nam zaproszenia 


Wiedzieliśmy tyle, że nasze zaproszenie ma być miętowe i nie posiadać żadnych luźnych wkładek, bo zaraz to wszyscy pogubią, a już na pewno ja. Nie jest to zbyt wygórowane kryterium, nie miej nic z oferty polskich firm zajmujących się tematem nie chwyciło nas za serce. Inspiracji szukaliśmy na zagranicznych portalach. 


Po zapoznaniu się z tematem, wybieraniu miesiąc czcionki i idealnego odcienia mięty, po wylaniu wiadra łez za tekstem który nie jest ani zabawny, ani nie brzmi jak zaproszenie na bal do Opery Wiedeńskiej, urodziliśmy. 

Proszę Państwa, mam zaszczyt przedstawić nasze zaproszenia ślubne.

 


Zaproszenia wyjechały w wczoraj z produkcji i jeszcze ciepłe wpadły w nasze ręce. Miłe uczucie, polecam każdemu!


czwartek, 16 stycznia 2014

Iron Woman

W pomieszczeniu panuje półmrok, przy podłodze kumuluje się coś jakby mgła, gęsty dym.Wchodzę, widzę tłum. Setka wysportowanych, nasmarowanych oliwką ciał. Brunetki, blondynki. Ubrane w krótkie topy, spodenki ledwo zasłaniające pośladki. Mężczyźni z perfekcyjnym bicepsem, jak żywcem wycięci z men's health. Ocieram się o nich, przeciskam przez tłum. Dookoła widzę tylko wyrzeźbione brzuchy i latające hantle. Początkowo przechodzę niezauważona. Słyszę tylko obijający się metal i dźwięk puchnących mięśni. Nagle zauważa mnie opalona blondynka przy sztandze, pokazuje mnie umięśnionemu koledze i oboje wybuchają śmiechem. Zwracają na mnie uwagę wszystkich osób, które wytykają mnie palcami i zanoszą się błogą radością. Przechodzę dalej z opuszczoną głową i....

....i tak wyobrażałam sobie moją pierwsze wizytę na siłowni. 

Ja, mała biedna dziewczynka bez grama mięśnia w tłumie opalonych blondynek z płaskim brzuchem i dużym biustem. Etatowa szara mysz w jaskini lwa. Uzbroiłam się w odrobinę odwagi, wiotkie ciało zapakowałam w najszerszy dres w historii "dresu" i "szerokiego". Wzięłam głęboki wdech, weszłam. 

Nie było dymu ani zapachu metalu. Miła Pani na recepcji wytłumaczyła mi gdzie co zrobić, zorganizowała wycieczkę po maszynach, poklepała po plecach i obiecała że w razie problemów jest do dyspozycji. Miły Pan w wieku mojego taty pomógł zdjąć piłkę do fitnessu, odniósł hantle. Ani jednego napakowanego testosteronem koksa. Spokój, cisza, rodzinna sielanka. Błędy techniczne poprawia uśmiechnięty trener, żaden z uczestników nie zwraca na siebie uwagi, każdy zajęty jest swoim bickiem.

Wtedy zrozumiała że siłownia to nie jest tajemnicze miejsce rodem z Narnii, czy jedna z sal Hogwardu. Nie jest to sekcja dla kulturystów zawodowców, Legia Cudzoziemska gdzie amatora rozstrzelają na starcie. Siłownia to miejsce gdzie każdy zmęczony codziennością człowiek wylewa przez pozy skóry swoje stresy. Jest to miejsce robimy coś dobrego dla swojego ciała i umysłu. To jest miejsce dla każdego człowieka - grubego, chudego, umięśnionego, wiotkiego a nie tylko dla obalonej blondyny z wielkim biustem i płaskim brzuchem. Opalone blondyny z wielkim biustem i płaskim brzuchem nie przychodzą na siłownie. Opalone blondyny z wielkim biustem i płaskim brzuchem przede wszystkim nie istnieją. 

środa, 15 stycznia 2014

Trzy Kolory Essi

Świat od czasu do czasu szaleje na jakimś punkcie. Kiedyś byli to The Beatles, potem inflacja, czasami Lady Gaga ubrana w schabowego , aktualnie rolowanie. Wszystkie po czasie odpływają jak woda z umywalki w teledysku tego ostatniego. 

Bardzo dawno temu słyszałam o lakierach essi które miały wszystkie szanujące się osobistości w tym kraju. Trzymała je w ręku nie jednokrotnie z nadzieją, że zobaczę w nich tą boską cząstkę która sprawa że ten lakier jest wart dwa razy większej kwoty niż jego półkowi koledzy. Nie zauważyłam nic. 

Jednak po czasie temat wrócił. Skuszona ceną Kosmetyków z Ameryki dorzuciłam do paczki i lakier Essi. Paczka przyszła, ja z pewną dozą nieśmiałości nałożyłam lakier na paznokcie. Szerzej otworzyłam oczy ze zdziwienia. 

Nie umiem malować paznokci. To zajęcie nie jest spójne z moimi przekonaniami i wyznawany wartościami. Osobiście wole prowadzić życie szybko i po łepkach, co fatalnie sprawdza się przy nakładaniu lakieru do paznokci. Smugi to mój osobisty przyjaciel, znamy się od lat i nic nie zapowiadało tak rychłego rozstania. Byłam w szoku. Essi mają duży, poręczny pędzel, wystarczą dwa pociągnięcia i jedna warstwa żeby lakier wyglądał imponująco. Przynajmniej jak na moje standardy.

 Przedstawiam moje kolory:

1. Luxedo

Miłość od pierwszego wejrzenia. Ostatnio jestem wielką, niekwestionowaną fanką ciemnych lakierów do paznokci. Zaraził mnie tym Warszawiak wlepiając oczy i wszystko inne w aktorki z serialu "Suits". Znudzona już klasyczną czernią i ciemną szarości z rozkoszą wzięła z półki ciemną, mocną śliwkę. Bingo! Kolor jest bardzo intensywny, niemal czarny, jednak posiada zauważalną, śliwkową nutę. Mój osobisty faworyt i genialna alternatywa dla znudzonych czernią.

2. Ballet Slippers

  Już z samej nazwy nie mogłam mu odpuścić. Baletowe kapcie na prawdę są idealne na scenę. Półprzeźroczysty, mleczny kolor, wyraźnie wybielający paznokcie już po pierwszej warstwie. Fajnie prezentuje się solo, świetnie spełnia rolę bazy pod inny kolor. Spodoba się pewnie modelką, od których wymaga się jasnych, nie rzucających w oczy paznokci. Dla mnie jest idealny kiedy chcę odpocząć od intensywnych kolorów.

3.Capri 


 Zostałam trochę oszukana zdjęciem na stronie dystrybutora. Tam kolor wydaje się zdecydowaną, mocną czerwienią. Ten krwisty kolor był bardzo w moim guście na zimę. Capri przy spotkaniu w realu jest uderzająco ciepłu, letni, kojarzący się z drinkiem przy plaży. Kolor oscyluje między ciepłą czerwienią, a klasyczną marchewką. Nie jestem rozczarowana, mam tylko nadzieję że szczelnie zakręcona buteleczka dotrwa do lata.


Wszystkie kolory zostały nałożone jedną warstwą. Minusem lakieru jest jego dość długie wysychanie na paznokciu. Reszta to same plusy - jest odporny na zmywanie, sprzątanie oraz mycie podłogi bez rękawiczek. Z powodzeniem trzyma się 4dni.Jest miły i uroczo spędza się z nim czas. Polecam, zwłaszcza w internecie i promocjach.


Cena: regularna:39zł, w promocji 2w cenie jednego: 19,95zł, na www.kosmetykizameryki.pl:11,99zł

wtorek, 14 stycznia 2014

domowa susharnia






- Chciałaś to masz high life - powiedział mój serdeczny przyjaciel W, kiedy opowiadałam o moim osamotnieniu i poczuciu pustki w stolicy.

Ale to nie tak. Nie związałam się z Warszawiakiem dla wielkomiejskiego życia. Nie zrobiłam tego też z przyczyn ekonomicznych, ani po to żeby mieć mieszkanie w stolicy. Estetyka też nie była tutaj kluczowa, mimo jest hipnotyzujących niebieskich oczu. Związałam się z Warszawiakiem tylko z jednego powodu - on potrafi zrobić coś, czego nie umiał zrobić żaden mężczyzna w moim życiu. Warszawiak potrafi zrobić sushi.

Miałam ostatnio wielką przyjemność świadkowania przy tym wydarzeniu, było to szalenie skomplikowane, ale postaram się to odtworzyć krok po kroku. 

Krok 1
Proces zaczął się od tego, że Warszawiak załadował cały stół w salonie różnymi elementami które na co dzień widuję częściej wewnątrz niż na zewnątrz rolki. Zaobserwowałam:

- glony nori
- miskę ryżu do sushi
- surimi
- łososia pokrojonego w plastry
- ogórka pokrojonego w długie paski
- karbowaną sałatę
- avokado
- serek philadelphia

Krok 2
Warszawiak położył na macie bambusowej nori i zaczął nakładać ryż. Mniej więcej w połowie glona skończył. Na to według znanej tylko sobie zasada feng shui nałożył pozostałe elementy. 

Krok 3

 Następnie za pomocą bambusowej matki , energicznie uciskając z zapałem węża boa ukręcił rulonik. Jeżeli wykorzystamy wariant ze kroku 2 rolka będzie miała na wierzchu glona a w środku ryż z wypełnieniem. Jeżeli zastosujemy metodę w którym pod glonem położymy ryż a na glonie dodatkowe elementy uzyskamy taką rolkę jak na powyższym zdjęciu. Myślę że ten fason jest zdecydowanie bardziej widowiskowy. 

Krok 4
Ostatnim elementem jest krojenie rolki. Warszawiak przekroił ją na pół, a następnie każdą z połówek na 4 równe części. Dzięki temu uzyskaliśmy 8 maków jak na powyższym zdjęciu. Niestety połowę udało mi się zjeść przed wykonaniem fotografii. 



Warszawiak posmutniał gdy w połowie skończył nam się ryż. Nieświadoma jak dziewica zaproponowałam ,żebyśmy po prostu dogotowali trochę. Popatrzył na mnie jak bym proponowała mu założenie hodowli pingwinów przy naszych warunkach klimatycznych i odpowiedział z ojcowską pobłażliwością: ryż gotuje się godzinami. Sprawdziłam w google, faktycznie - ryż gotuje się godzinami. 
A już myślałam że po prostu jest leniem i oszustem.