Jako posiadaczka długich, gęstych i totalnie niechętnych do współpracy włosów zużywam wojskowy przydział kosmetyków. Większość mam już sprawdzonych, ale czasami testuje nowości i perełki, dostępne na rynku. Tym razem chciałabym się pochwalić, że udało mi się dwa razy strzelić w dziesiątkę.
Słowem wprowadzenia opowiem o moich włosach - są suche. Długie. Im dalej od czubka głowy tym bardziej suche. Były suche od zawsze, dlatego moja mama jako jedyna mama z pośród mam moich koleżanek nakładała mi w dzieciństwie odżywkę, żeby w ogóle te włosy rozczesać. Czułam się wtedy taka dorosła i dumna. Następnie farbowanie, rozjaśnianie, znowu farbowanie, prostowanie i kręcenie nie poprawiło tego stanu. Dzisiaj jestem pogodzona, że moje włosy wyglądają najlepiej kiedy ich jakoś strasznie nie męczę. Nie unikam sylikonu, po jakichkolwiek naturalnych, nie wspominając o ziołowych sposobach pielęgnacji moje włosy podejmują decyzję, że będą wyglądać jak siano.
Gliss Kur BB
Kremy BB, czyli do wszystkiego nie tak dawno podbijały światowe rynki. Te do twarzy mimo usilnych testów mnie nie zachwyciły, ale postanowiłam zaryzykować z tym do włosów. Moje włosy nienawidzą się z szamponami i odżywkami z gliss kur, za to bardzo cenią sobie ich odżywki w sprayu czy serum.
W 50ml tubie znajdujemy biały krem o wodnistej konsystencji. Nakładam go na umyte, wysuszone ręcznikiem włosy w porcji wielkości orzecha włoskiego. Wmasowuje od końcówek po włosy na wysokości uszu. Nie obciąża ich, nie skleja. Zostawiam włosy do samoistnego wysuszenia. Na suchych włosach widać jego działania - są mniej napuszone, końcówki nie wyglądają jak stary pędzel. Włosy są sypkie i lekkie, ale dobrze nawilżone. Nawilżenie moich włosów jest nie lada wyzwaniem z którym nie radzą sobie przeciętne, drogeryjne produkty. Jak dla mnie ten krem jest idealny.
W składzie tego cuda spodziewałam się sylikonu, sylikonu no i może jeszcze odrobinę sylikonu. Okazało się, że nie jest tak źle - znajdzie się nawet gliceryna, oleje i kreatyna.
Krem jest przeznaczony do codziennego użytku, ale ja stosuje go tylko po myciu. Myślę jednak, że nawet stosowany codziennie nie obciąży włosów.
Skusiłam się kiedyś na spray z wodą morką tej firmy. Moje włosy sklejał i przesuszał na wiór. Jednak skuszona marzeniem o blasku z czerwonego dywanu postanowiłam dać Toni&Guy drugą szansę. Czasami warto dać drugą szansę.
Spray Moisturising Shine mieści się w 150ml butelce zakończonej pompkę. Jego konsystencja na pierwszy rzut oka jest dość tłusta, dlatego pochodziłam z niepewnością. Spryskane nim włosy są jednak nawilżone, sypkie i gładkie. Na prawdę odzyskują blask! Co więcej, spray ładnie nawilża kocówki i odżywia włosy.
Ja spryskuję włosy kilka razy, potem przechylam głowę w dół i ugniatam włosy. Moim falą pozwala nabrać ładnego skrętu i utrwala je na cały dzień. Przestałam pryskać włosy lakierem ,co na pewno obije się pozytywnie na ich kondycji. Spray ma cudowny zapach, który utrzymuje się na włosach przez cały dzień.
Ja spryskuję włosy kilka razy, potem przechylam głowę w dół i ugniatam włosy. Moim falą pozwala nabrać ładnego skrętu i utrwala je na cały dzień. Przestałam pryskać włosy lakierem ,co na pewno obije się pozytywnie na ich kondycji. Spray ma cudowny zapach, który utrzymuje się na włosach przez cały dzień.
Jest to aktualnie mój jedyny produkt do stylizacji włosów - nadaje ładny skręt, blask i miękkość, więc nie potrzebuję nic więcej. Na pewno ten romans nie skończy się na jednym opakowaniu.
Cena: około 40zł/ dostępny w Rossmanie.
moje włosy po kilku letnich miesiącach tez niestety sa bardzo przesuszone, ponoć dobrze działa ten "kisiel" z siemienia lnianego, zamierzam wypróbować.
OdpowiedzUsuńA co to za kisiel ? Daj znac jak poszło , bo ja sie trochę boje naturalnej pielęgnacji :(
Usuń