środa, 30 października 2013

Balet - czy warto?

                   Każdorazowo przy wspomnieniu o mojej miłości do balety muszę tłumaczyć. Z reguły muszę tłumaczyć to samo, bo obawy i lęki przeciętnego człowieka opierają się na tym samym - czy warto? Aby dowiedzieć się czy warto, a przy okazji zmotywować samą siebie postanowiłam stworzyć kompendium wiedzy dla amatorów pod tytułem balet - czy warto. Kompendium jest oparte na moich własnych doświadczeniach, czyli człowieka który w wieku lat 21 zajął się tańcem jakimkolwiek po raz pierwszy.
                                                  
              Pierwszym pytaniem jest zawsze czy ćwiczyłam od dziecka. Kiedy dopowiadam pojawia się zdziwienie że zawsze się myślało że się jest za starym. To jest mantra i śmietanka baletowych dylematów. Nikt nie jest za stary aby zacząć ćwiczyć. Dorosły człowiek uczy się dużo łatwiej i ma lepszą
motywacje - wie po co przyszedł. Lepiej zna swoje ciało i jego możliwości. Dziecko przed ćwiczeniami trzeba najpierw oderwać od drążka, potem dać cukierki a na końcu po namowach zacznie ćwiczyć, aby po lekcji wrócić do domu oglądać "Monster High". Dorośli są bardziej systematyczni, dają z siebie sto procent, ćwiczą w domu.

              Kolejne pytanie to czy trzeba mieć rozciągnięte ciało.Generalnie w ogóle trzeba mieć ciało. Jeżeli ten warunek jest spełniony reszta jakoś idzie. Kiedy zaczynałam nie mogłam na stojąco dotknąć rękami podłogi. Przy systematycznej pracy nie wiadomo gdzie musiałaby być podłoga, żeby nie dało się jej dotknąć. Po to też przychodzi się na balet - żeby zacząć się rozciągać. Nikt od razu nie robi szpagatów, zwłaszcza kiedy mówimy o tańczeniu amatorskim.Zaraz za tym idzie pytanie, czy trzeba być szczupłym? Generalnie trzeba w ogóle mieć ciało. Jeżeli ten warunek jest spełniony reszta jakoś idzie. Balet rewelacyjnie wyciąga mięśnie, uelastycznia ciało, wyciąga, treningi wbrew pozorom są męczące więc odchudza. Wiem bo sprawdziłam.

            Dalej rozmowa przechodzi na tor, że się będzie odstawało od grupy bo się nic nie umie. Jak na moje oko ciężko jest odstawać od grupy w której nikt nic nie umie. Poziomy podstawowe są od podstaw i chodzi się na nie po to, żeby się nauczyć. Ja na pierwszych zajęciach ledwo wiedziałam która noga jest prawa. Do dziś czasami nie wiem. Mój Mentor Baletowy zawsze powtarzał : "Na początku będziesz myśleć że szkoła baletowa to dom wariatów, potem nie będzie lepiej".

             Czy warto? Po niemal 2 latach wiem że warto. Pierwsze 3 miesiące trenowałam  dwie godziny w tygodniu, potem 5 , po roku dochodziłam nawet do 12 godzin. Każdy dzień był dniem treningu. Im więcej ćwiczyłam tym mniej widziałam efektów, tym bardziej się frustrowałam, ale próbowałam dalej.

             Co straciłam? Najprawdopodobniej dwa lata życia studenckiego. Nie chodziłam na imprezy, integracje, nie piłam, nie nawiązałam rokujących znajomości z kolegami z uczelni. Nie miałam na to czasu, bo trenowałam. Regularnie słyszałam: "po co Ci to, napij się wódki!" Zrezygnowałam z trwonienia czasu, ale miałam cel.

            Co zyskałam? Pasje na całe życie, która mnie aż dusi kiedy nie trenuje. Zyskałam najwierniejszych przyjaciół z którymi przez godziny lałam pot na sali i wkurzałam się że jestem beznadziejna. Zahartował mi się charakter, bo tam łatwo jest odpuści. Ale to nic, zyskałam jeszcze najważniejsze: robię szpagat! Co regularnie gotuje wodę w kolanach przedstawicielom płci przeciwnej!

             Wiem że nigdy nie będę dobrze tańczyć, albo przynajmniej tak na takim standardzie że ktoś o przeciętnym poczuciu estetyki da radę na to patrzeć. Znam ludzi który mogliby mnie zmieść jednym ruchem nadgarstka. No nic.

Efekt które udało mi się osiągnąć po roku od pierwszego wejścia do sali. Wiem że można zrobić dużo więcej i znam ludzi którzy dużo więcej zrobili. Generalnie zawsze można zrobić dużo więcej;)





wtorek, 29 października 2013

wedding shoes




                              źródło: rutkoblog.pl


            Życie Pany Młodej jest pełne dylematów. Zaczyna się od wyboru męża, a potem jest tylko gorzej. Suknia, welon, biżuteria, sala, krzesła, stoły, kwiaty, dziewczynki sypiące kwiaty itd. Dzisiejszy sen z powiek spędziły mi buty. Postanowiłam je pogrupować, żeby wybór był łatwiejszy.




1.White, czyli klasyka. 





                                       


      2.Color - czyli oryginalność










3.Nude, czyli praktycznie









 

4.Crystal, czyli idealne.







Najbardziej interesują mnie dwie ostatnie kategorie. Beż jest praktyczny - buty nie będą jednorazówkami a przydadzą się potem na wiele okazji. Ostatnie wydają mi się jednak idealne i do mojej sukni wykończonej kryształkami i do okazji - będę kopciuszkiem! Na zakupy poczekam do sylwestra i karnawału - to najlepszy czas na poszukiwanie takiego szaleństwa. 

poniedziałek, 28 października 2013

Pod kreską


                  Myślę, że zużytymi przeze mnie eyelinerami można napełnić basen J.Lo. Próbowałam już takich  w żelu, kremie, pisaku, wodnych, wodoodpornych i skraplających się w z powietrza. Kreska to idealne rozwiązanie dla tych, które nie mają rano czasu na siedzenie godzinami przed lustrem, a w ciągu dnia na poprawki - czyli dla mnie. Tym razem wybór padł na Maybelline, Eye Studio, Lasting Drama Gel Line.


        Dostajemy kartonowe opakowanie mieszczące w sobie słoiczek z eyelinerem i pędzelek. Nie jest to superrozsądne rozwiązanie, ponieważ pędzel od razu po użyciu trzeba umyć, inaczej zasycha i nie nadaje się do powtórnego użycia. Chyba że producent  jest ortodoksyjnym zwolennikiem dbania o higienę i próbuje nas tym zarazić, wtedy ok. Po za tą niedogodnością pędzel nieźle spełnia swoją funkcje przy malowanie teatralnych , ale też niemal niewidocznych kresek.
     
       Producent obiecuje trwałość eyelinera do 24h. Ja sprawdziłam 14godzin - wytrzymał, jestem jednak fanem zmywania makijażu na noc, więc nie radzę 24godzinnych testów.
     
       Efekt jest zdecydowanie dyskretniejszy niż przy klasycznych wodnych eyelinerach. Kolor to nie dramatyczna czerń, a matowa, lekko przygaszona.Raczej nie pokochają go fanki zdecydowanego makijażu, a bardziej naturalnego looku.

My się lubimy, nie powoduje sklejania rzęs, wytrzymuje cały dzień, lekko schodzi w czasie demakijażu. Jest w moim typie.








piątek, 25 października 2013

Nie płacz, Rayan



                        Dałam się, wpadłam. Uwierzyłam prorokom mówiącym że muszę ćwiczyć. Uwierzyłam że dzień bez ćwiczeń spowoduje że obrosnę tłuszczem, stracę przyjaciół, będę nikim i zaproszą mnie do "super size me" żeby straszyć amerykańskie dzieci skrajną nadwagą. Czułam jak cholesterol zapycha mi żyły, serce przyspiesza, zamek od spodni wbija się w brzuch. Tak bardzo zgrzeszyłam!
                      
                         Zwariowałam. Nie potrzebuje coacha, potrzebuję psychiatry albo egzorcysty. Dałam sobie wmówić bycie transformersem , który zawsze ma siłę. Czy ja mogę mieć wolne? Czy mi się może nie chcieć? Czy ja jestem wtedy gorszym człowiekiem? Czy ja mogę bez wyrzutów sumienia zjeść chipsy zamiast tofu i nie bać się że trenerzy polaków zadzwonią na policje? 

                      Dzisiaj zamierzam nie zrobić nic. Dzisiaj jest złe ciśnienie, nie mogę spać, boli mnie głowa. Dzisiaj endorfin dostarczy mi czekolada i kot w łóżku .
                      
                        Zresztą to mnie nie rusza. To mnie nie rusza. Dżizas Rayan przestań!
                       




PS. Nie uważam że treningowo przechodzę ciężkie chwile. Przecież kilka miesięcy przerwy to nie jest aż tak dużo. Przecież to nie jest aż takie straszne że przy podniesieniu nogi na 3cm nad podłogę pękają mi żyłki w oczach z przemęczenia. Nie ma nic strasznego w tym że po rozgrzewce chcę wzywać karetkę. Jedyne czego mi brakuje to ciepły głos mojego trenera, którego zawsze mogłam zapytać czy kiedykolwiek będzie lepiej, czy ból minie, czy kiedyś odczuję satysfakcje z tego co robię, a on pogłaszcze mnie po głowie i z uśmiechem na ustach powie:


"NIGDY"


Ale kiedyś umiałam tak, więc jest szansa że ciągle tak umiem. Jeżeli nie to trudno, najwyżej będę płakać razem z Rayanem.

                           
                                                 
                        

czwartek, 24 października 2013

2.




 kulisy sesji z cudowną Agatą

Risk  czyli dlaczego zbankrutuje akurat tej jesieni.

Tort bezowy sowy czyli dlaczego nie zostanę baletnicą


Hamlet , czyli dlaczego powinnam nawet przestać próbować 


 Puszka uważa że dramatyzuje z brakiem wolnego czasu. 
Ona jest zdecydowanie lepiej zorganizowana.


Ja do kwietnia też zamierzam się zorganizować. 
Bo muszę.




środa, 23 października 2013

Domowe spa

  
źródło: niecodziennik

                             Marzyłam o nim od poniedziałku. Zeszłego. Marzyłam o nim oglądając idealne umalowane, wypoczęte twarzy mijające mnie na biurowym korytarzu. Był tym jedynym, wyśnionym. On. Piątek.

                             Powiedziałabym że mam matematycznie niewiele czasu na podnoszenie levelu mojej atrakcyjności. Po szybkim przeliczeniu podczas ostatnich 12dni spędziłam 80godzin w biurze, 20 w sali wykładowej, 12godzin na treningu oraz jakieś 3lata świetlne w komunikacji lądowej. Przejechałam 700km samochodem i tysiące autobusem. Musiałam jeszcze czasami trochę spać. Pod koniec tygodnia zaczął mylić mi się zsyp z windą, a po szóstej kawie wiedziałam gdzie jest przód. Ot normalny dzień w polskiej stolicy biznesu.

                           W piątek wyleciałam z biura jak z katapulty, widząc siebie w wannie z lawendową pianką, na bogato pijącą szampana. To mój dzień! W sobotę obudzę się jak bohaterki "mody na sukces" - w pełnym makijażu , satynowej pościeli i z perfekcyjną fryzurą! Skoczę tylko na szybkie zakupy maseczek, płynów do kąpieli, kremów pod oczy, nad oczy, na wewnętrzne oko,  na nos, policzki, podbródek, lewe ucho, prawe ucho, czoło i duszę. W końcu każda reklama mówi mi, że jestem tego warta.

                          Z pełnymi siatami środków do tuningu wpadłam do domowego spa. Ja potrzebowałam dogłębnej odnowy. Moim oczom jednak ukazał się ktoś kto potrzebował odnowy o wiele bardziej.

                         Zabiegi w moim domowym spa obejmowały sześciogodzinne pranie, sprzątanie, zamiatanie, mycie, ścieranie, wycieranie oraz przecieranie mopem. Na deser pomalowałam paznokcie.

                           Uwielbiam wolne wieczory, mogę wtedy tyle zrobić!  

poniedziałek, 21 października 2013

Co mnie kręci


                            Znam człowieka który traktuje mnie jak królika doświadczalnego. 
Nie kupi niczego, czego ja nie użyłam i nie umarłam. Serwuję z tego tytułu zestawienie produktów które nie zabijają ludzi.



  1. Yves Rocher, Hair Repair Oil


                    Olejek regenerujący do włosów nakładany na 10min przed myciem. Ani razu nie zastosowałam go na ten sposób bo jest fanem zapominania o takich produktach. Raz udało mi się z nim przespać całą noc i wtedy się w sobie zakochaliśmy. Włosy po nim są błyszczące, miękkie, końcówki się nie puszą. Ostatnio z braku innych produktów bez spłukiwania nałożyłam go na mokre włosy przed suszeniem. Włosy były w o wiele lepszym stanie niż po użyciu jedwabiu czy olejku arganowego. Dodatkowo nie obciążył włosów które nadal były sypkie i niesamowicie lśniące. Jest niesamowicie wydajny, po myciu wystarczy kilka kropel, przed niewiele więcej aby włosy były naolejowane. Myślę że to ten jedyny i zostaniemy razem na zawsze.

    Poniżej skład:
    Helianthus Annuus (Sunflower) Seed Oil, Ethylhexyl Cocoate, Brassica Campestris (Rapeseed) Seed Oil, Ricinus Communis (Castor) Seed Oil, Simmondsia Chinensis (Jojoba) Seed Oil, Borago Officinalis Seed Oil, Orbignywa Oleifera Seed Oil, Macadamia Ternifolia Seed Oil, Parfum/ Fragrance, Tocopherol, Oleth-10

    Cena: 27zł/150ml

      

    2. Yves Rocher, Couleurs Nature, Poudre Confort Matité

     



                        Yves Rocher ostatnio przekonuje mnie do swojej kolorówki, chociaż zawsze byłam sceptyczna. Na puder trawiłam przypadkiem, potrzebowałam na szybko praktycznej puderniczki z lusterkiem co poprawek w ciągu dnia. Poprzednie pudry (Kobo, L'oreal) utrzymywały mat na skórze przez podróż autobusem do pracy (2 przystanki) a potem wymagały poprawek. Na dodatek zawsze musiałam wybierać kolor transparentny, bo paleta była za ciemna. Ten jest inny.
                        Matuje spokojnie na 8godzin, nawet strefę T, poprawiam go dopiero po powrocie z pracy do domu. Jest lekko kryjący, tak że nie wymaga używania podkładu - lekkie zaczerwienienia są ukryte. Nie zapycha, nie uczula i nie przesusza!Nie zauważyłam żeby jakoś pogorszył mi cerę, która jest dość kapryśna i nie ze wszystkim się lubi. Puderniczka z dużym lusterkiem jest bardzo praktyczna i wytrzymała - puder nie tłucze się nawet przy dzikim rzucaniu torebką po podłodze, co już dla nie jednego kończyło się wybieraniem z kosmetyczki łyżeczką do herbaty.


    W skład podobno wchodzi: talk, skrobia kukurydziana. Pentaerythrityl Tetraisostearate, silikon (dimethicone), emolient (isononyl isononanoate), substancja absorbcyjna pochodzenia mineralnego (Aluminum Starch Octenylsuccinate), stearynian cynku wplywajacykonsystencję, składnik zmiękczający(octyldodecyl stearoyl stearate), cetearyl ethylhexanoate,zeolit - glinka absorbująca nadmiar sebum i matująca skórę, polimer optycznie wygladzajacy (nylon-12), inositol, czyli witamina B8, konserwant (sorbic acid), oraz parabeny: propyl, metyl. (tetrasodium edta).

    Cena: regularna 62zł , ja kupiłam go za 40 w promocji 

    3.Bielenda, Afryka SPA, Odmładzające mleczko do ciała




                     Jestem turbofanem pachnących balsamów do ciała. Moimi faworytami są te które czuć na skórze cały dzień i mogą śmiało konkurować z perfumami. Ten taki jest. 
                     Nazwa jest myląca bo w ogóle nie ma konsystencji mleczka. Raczej masła do ciała przepuszczonego przez pompkę. Jest gęste, na ciele zostawia film, który się nie klei i nie brudzi ubrań. Jest raczej warstwą zabezpieczającą ciało przed wysuszenie. Mocno nawilża, jest rewelacyjny na zimę kiedy skóra potrzebuje intensywniejszego nawilżenia. Jego największą zaletą jest zapach. Aż żal mi go tłumić perfumami! Muszą się jednak z im integralnie łączyć, bo zapach jest wyczuwalny przez cały dzień, aż do wieczornej kąpieli. Jest ciepły, trochę orientalny, korzenny. Zimowy, bo od samego wąchania mleczka robi się cieplej! Uwielbiam i apeluje o stworzenie takich perfum!

    Poniżej skład:
     Skład: Aqua (Water), Ethylhexyl Cocoate, Paraffinum Liquidum (Mineral Oil), Ceteareth-18, Cetearyl Alcohol, Glyceryl Stearate, Glycerin, Cedypentasiloxane, Dimethicone, Propylene Glycol, Phoenix Dactylifera (Date) Fruit Extract, Argania Spinosa Kemel Oil, Cocos Nuceifera (Coconut) Oil, Tocopheryl Acetate, Citric Acid, Ammonium Acryloyldimethyltaurate/VP Cocopolymer, Disodium EDTA. DMDM Hydantoin, Phenoxyethanol, Methylparaben, Ethylparaben, Parfum (Fragrance), Hexyl Cinnamal, Limonene, Eugenol, Coumarin, Cinnamal, Linalool, Cl 19140 (Acid Yellow 23), Cl 14700 (FD&C Red No. 4).
    Cena: 12zł/250ml


    4. Astor, Soft Sensation Lipcolor Butter




                 Z Astora lubię tylko kosmetyki do ust. Bez większego zastanowienia skusiłam się na nowość w promocji, co jest moim ulubionym PRowym zestawieniem. Szukałam odpowiednika ulubionego błyszczyka z tej firmy w wersji bardziej kryjącej i ochornnej - pod tym względem się nie zawiodłam. Zdecydowałam się na kolor 012 Unguilty Pleasure - coś między różem w fuksją, którym można dowolnie manipulować. Idealnie pasuje do jasnej cery, ożywi ją. Nie wysusza ust, nawilża i zabezpiecza. Wadą jest że dość szybko znika z ust - bierze się to pewnie stąd, że nie ma mocnej i suchej konsystencji, a kremową i nawilżającą. Jak to zwykle jest z pomadkami do ust - coś kosztem czegoś, ale warto. 


    Efekt:


    Skład: Hydrogenated Polyisobutene, BIS-Diglyceryl Polyacyladipate-2, Squalane, Bis-Behenyl/Isostearyl/Phytosteryl Dimer Dilinoleyl Dimer Dilinoleate, Polyethylene, Caprylic/Capric Triglyceride, Triisostearin, Diisostearyl Malate, Cera Microcristallina/Microcrystalline Wax/Cire Microcristalline, Synthetic Fluorphlogopite, Trimethylolpropane Triethylhexanoate, Calcium Sodium Borosilicate, Calcium Aluminum Borosilicate, Pentaerythrityl Tetraethylhexanoate, Dicalcium Phosphate, Polyamide-3, Disteardimonium Hectorite, Bismuth Oxychloride, Silica, Ethyl Vanillin, Propylene Carbonate, Pentaerythrityl Tetra-Di-T-Butyl Hydroxyhydrocinnamate, Propylparaben, Tin Oxide, Tocopherol, [May Contain +/-: Mica, D&C Red No. 28 Aluminum Lake (CI 45410), Titanium Dioxide (CI 77891), Fd&C Yellow No. 6 Aluminum Lake (CI 15985), D&C Red No. 7 Calcium Lake (CI 15850), Iron Oxides (CI 77491, Ci77492, CI 77499), D&C Red No. 6 (CI 15850), Fd&C Blue No. 1 Aluminum Lake (CI 42090), Carmine (CI 75470), D&C Orange No. 5 (CI 45370), D&C Red No. 21 (CI 45380), D&C Red No. 22 Aluminum Lake (CI 45380), D&C Red No. 27 (CI 45410), Fd&C Yellow N O. 5 Aluminum Lake (CI 19140), Manganese Violet (CI 77742)]       

    Cena:20zł w promocji




    Ps.


    Bardzo ciężko robi się zdjęcia trzymając w jednej ręce kota, który czuje się w obowiązku osobiści wcisnąć wszystkie cztery łapy tam gdzie nie trzeba.     









środa, 16 października 2013

Plan Slubny

Ostatnio naszła mnie pewna refleksja ślubna. Postaram się na tej podstawie ułożyć plan ślubny w miarę uniwersalny dla każdej panny młodej . Moim skromnym zdaniem wygląda on tak :


                                            1. Wybierz datę ślubu .
Ad.1
Postaraj się w miarę ogarnąć kalendarz. Sprawdź czy nie wypada wtedy święto kościelne, cywilne, wojskowe, państwowe, post, szabat, ramadan i żałoba narodowa. Wybór jest łatwy bo zostały Ci trzy dni.

                                           2. Znajdź wolną restauracje.
Ad. 2 a
Będzie to trudne bo w danych trzech dniach ślub planują wszyscy. Polecam zabrać wiadro melisy do urzędu/kościoła bo na własnej skórze przekonasz się że na świecie jest 7miliarów ludzi. 

                                           3. Zaplanuj listę gości. 

Ad. 3
Postaraj się przy tym nie zabić teściowej. Ani swojej matki.

                                           4. Wybierz zaproszenie.
Ad.4
Postaraj się nie zabić Pana Młodego.

                                          5. Kup sukienkę .
Ad. 5
Nie, nie wyglądasz w tym grubo.

                                         6. Rozdaj zaproszenia.
Ad. 6
Wykreśl z listy ostatnich 30 gości którzy się obrażą że są zaproszeni na końcu.

                                         7. BRAWO! Teraz możesz być już wymarzoną, uśmiechniętą Panną       Młodą!

Ad.7
Postaraj się nie zabić fryzjera , wizażystki, teściowej, swojej matki, pana młodego oraz dziewczynek niosących welon. Nie, nie wyglądasz w tym grubo.

Wszystkiego dobrego na nowej drodze  życia !