piątek, 29 sierpnia 2014

Zły nauczyciel, dobry jogin.



Słabo wspominam szkołę podstawową. Była dla mnie trochę obozem pracy przymusowej, w której ktoś w nauczycielskim mundurze stał nade mną z batem pokrzykując faszystowskie hasła. W mojej szkole negatywna motywacje była wychwalana pod niebiosa, bo niby na dźwięk słów "leniwy" albo "najgorsza klasa w szkolę" mieliśmy odpalić piąty bieg i udowodnić wszystkim że jesteśmy młodymi geniuszami którym żadne równanie niestraszne. Niestety, to tak nie działało. Jedyne co udało się tym sposobem uaktywnić w moim mózgu, to ogrom podziwu dla Agnieszki Chylińskiej za "Nauczyciele, fuck off".

Miałam mnóstwo tragicznych nauczycieli. Niezaangażowanych, humorzastych, wrednych. Chcących wpędzić mnie w "uzasadnione poczucie niższości". Ten taki nie był. Ten był empatyczny, otwarty, pytający co słychać, chcący pomóc. Był dobrym nauczycielem, z poczuciem misji, potrzebą przekazywania wiedzy. Może dlatego zdziwienie było tak wielkie, kiedy okazało się że zrezygnował z pracy w szkole. Jednak oczy otworzyłam naprawdę szeroko, dopiero wtedy kiedy dowiedziałam się dlaczego zrezygnował:


"Byłem nauczycielem kilkanaście lat. Lubie pracować z ludźmi, ale jestem zmęczony. Mogę pracować dalej, ale moja praca będzie mizerna, wykonana "byle jak". Ja tego nie chcę. Postanowiłem zmienić swoje życie, znaleźć nową energię. Zająć się czymś co będzie mnie znowu cieszyć. Otworzę szkołę jogi"

Na początku pomyślałam : po co? Jest wielu beznadziejnych nauczycieli, którzy grzeją krzesło na etacie i odbierają comiesięczne wynagrodzenie, kompletnie niewspółmierne do wykonywanej pracy. Nie ma w tym nic zdrożnego, mało jest zaangażowanych, poświęcających swoje życie dla firmy pracowników. Za to jeszcze nikogo nie zamknęli Guantanamo, bez przesady. 

Po chwili jednak oprzytomniałam - może on po prostu nie chce być jednym z tych ludzi? Tych którzy bez celu idą wydeptaną drogą do spłacenia comiesięcznej raty za Passata. Może on woli żyć bez Passata, za to z codzienną potrzebą robienia tego co mu sprawia przyjemność? Może nie chcę, żeby wstawanie do nauczycielskiej pracy kojarzyło mu się z poranną drogą przez mękę? Może dla niego brak stabilizacji jest mniejszym ryzykiem niż strach przed życiem obojętnego wyrobnika?

Każdy z nas ma jakieś kiełkujące pomysły w głowie, do których brakuje nam jednego impulsu, żeby je spełnić. Czasami ten impuls się pojawia, ale najczęściej spędzamy całe życie z dupą wciśnięta za biurko, kasę, kierownicę samochodu, którego nienawidzimy, ale który zapewnia nam w miarę stabilną sytuację życiową. Myślę, że dlatego historia tego nauczyciela zrobiła na mnie tak masakrujące wrażenie. 

On sam dla siebie był tym impulsem. 

źródła zdjęć : lacunaloft.com , soniawelch.co.uk

środa, 27 sierpnia 2014

Ballet Class #1


Dzisiaj rozwianie obaw pod tytułem "przyjdę na balet i nic nie będę wiedzieć"

Będziesz wiedzieć. 

Lekcja baletu toczy się według zaplanowanego schematu. Ma za zadanie przygotować nasze ciało do wykonania wariacji (układu baletowego). Polega na uaktywnieniu, wzmocnieniu i rozciągnięciu odpowiednich mięśni, które potem będą nam pomagać w tańcu. Takie ćwiczenia mają też na celu wyrobienie muzykalności, poczucia rytmu oraz koordynacji. 

Lekcja baletu dzieli się na 4 części, z czego pierwsza i ostatnia nie jest obowiązkowa i należy ją wykonać we własnym zakresie, a dwie środkowe wykonuje się planowo z nauczycielem. Są to:

  • rozgrzewka
  • ćwiczenia przy drążku
  • ćwiczenia na środku sali
  • rozciąganie 


Na początek odrobina teorii:

  • Pozycje baletowe nóg.

Nogi możemy ustawić w 5 pozycjach baletowych. Wyglądają one następująco:



  1. Pozycja I - stopy tworzą jedną linia, są złączone piętami, a palce skierowane są w przeciwnych kierunkach.
  2. Pozycja II - stopu tworzą jedną linię, pięty dzieli odległość mniej więcej długości jednej stopy, palce ustawione są w przeciwnych kierunkach. 
  3. Pozycja III - stopy skierowane są w przeciwnych kierunkach, pięty stoją jedna przed drugą, mając ze sobą bezpośredni kontakt. 
  4. Pozycja VI - stopy skierowane są w przeciwnych kierunkach, stoją jedna przed drugą w doległości długości jednej stopy,
  5. Pozycja V - palce jednej stopy dotykają pięty drugiej i odwrotnie. 

  • Wykręcenie nóg.

Magiczne i napawające grozą "wykręcenie" nóg nie jest w brew pozorom metodą torturowania młodych entuzjastów. Jest to przyjęty w balecie układ nóg, osiągany przez otwarcie bioder. W praktyce, kolana w każdej pozycji, w każdym ruchu mają być kierowane na boki, a nie do przodu. 




Wykręcenie nóg zależy od naturalnych predyspozycji, ale można je też wyćwiczyć - klika ćwiczeń opisała w poście Balet początek



  • Harmonogram lekcji 



Kiedy jesteśmy już rozgrzani, następuje pierwszy etap lekcji - ćwiczenia przy drążku.  Kolejno po sobie, następuje ćwiczenia:

  • plies
  • battements (tendus, jetes, jetes piques)
  • ronds de jambe (par terre, en l'air)
  • battements frappes
  • fondu
  • adagio
  • grands battements

Po pierwszej część zazwyczaj jest przerwa, na ustabilizowanie, a raczej złapanie oddechu. Kolejny etap ćwiczeń odbywa się na środku sali, gdzie zostaje nam odebrane oparcie, jakim jest drążek. Teraz stabilizacja ciała bazuje już na własnych mięśniach. Tutaj mają miejsce bardziej skomplikowane ćwiczenia, ale też skoki, piruety czy krótkie układy. Przechodzimy do:

  • port de bras
  • battements (tendus, jetes, frappes)
  • adagio
  • ronds de jambe (par terre, en l'air)
  • sautes
  • echappes
  • pirouettes 
  • jetes sautes  
  • sissonnes fermees
  • grands jetes

Po wykonaniu tych ćwiczeń, przechodzimy do samodzielnego rozciągania. Najczęściej jednak wygląda się tak:


fot. Marek Wójciak

poniedziałek, 25 sierpnia 2014

Motywator : Misty Copeland


Umięśnione nogi, szerokie biodra, duży biust, mocne ramiona. Początek treningu w późnym wieku. Żadnych drastycznych diet, głodzenia się, wacików na śniadanie. Po trzech latach wielki, międzynarodowy sukces. Jeżeli ktokolwiek miał wątpliwości, czy warto zacząć, Misty Copeland jest na nie odpowiedzią. 


Taniec klasyczna ciągle uznany jest za enklawę szczupłych, wiotkich miłośniczek grapefruitów na wszystkie posiłki. Trzeba zaczynać od dziecka, ciężko trenować, nie jeść, nie pić, nie spać, ćwiczyć. Zaczynać przed 10 urodzinami. Ten mit powielają filmy i programy które opisują balet jako śmiercionośną drogę do perfekcji.

Historia Misty Copeland udowadnia, że balet jest przede wszystkim przyjemnością. 16 letnia koszykarka trafia na lekcję klasyki i przepada bez pamięci. Jest zdolna, wysportowana, ale z powodu niestereotypowej figury nie dostaje się do szkoły baletowej. Nie poddaje się i po 3latach zostaje solistką American Ballet Theatre. Mało? Zobacz na te zdjęcia!
Balet mimo swojej wielkiej wartości artystycznej ma też działanie bardzo przyziemne:
  • fajny tyłek
  • płaski brzuch
  • umięśnione nogi 
  • ładnie zarysowane ramiona
  • lepszą kondycje
  • imponujące rozciągnięcie ( a nic nie robi takiego wrażenia jak dobry szpagat)
  • schudniesz. 
  • wzmocnisz mięśnie. 
  • uelastycznisz stawy
  • wyprostujesz plecy 
  • przez kilka godzin w tygodniu będziesz się czuć jak Misty Copeland.

Miałam zrobić sobie dzisiaj przerwę od baletu, ale chyba nie mam na to czasu.  


czwartek, 21 sierpnia 2014

Historia pewnej jednorazówki


Proces kupowania przeze mnie sukni ślubnej był prosty i bezbolesny. Słyszałam co prawda wiele mrożących krew w żyłach historii o ślubnej traumie zalanej winem i furą pieniędzy, jednak mnie jakoś sukienkowe zapalenie mózgu nie dopadło. Wyszłam z założenia że ma być biało i ładnie. Szybko udało się osiągnąć cel. 

Moją drogę do posiadania sukni ślubnej zakopałam niemal w bezkresnej niepamięci, jednak lektura najnowszych "Wysokich Obcasów" pomaga mi odświeżyć umysł. Znalazłam tam artykuł "Historia sukienki na jeden dzień" który sercem moim - czyli młodej mężatki czującej jeszcze ścisk ślubnego gorsetu na płucach - wstrząsnął . Zaczynając od tego że nie mogę się zgodzić z insynuacja, że narzeczona planuje suknię ślubną na sam widok pierścionka (moja wisiała w szafie już wiele miesięcy wcześniej) kończąc na oskarżeniach, że Panna Młoda przychodzi do salonu z chęcią mordu w oczach.

Moja historia zaczęła się niewinny przeglądaniem portalu aukcyjnego klika dni po pierwszych napomknięciach o ślubie. 3 dni później znalazłam ogłoszenie, które rozesłałam do całej rodziny z prośbą o komentarz. W odpowiedziach dostawałam najczęściej kontakt do egzorcysty, ale postanowiłam zaryzykować. Wsadziłam Warszawiaka w samochód, stwierdziłam autorytarnie że nie wybieramy pieniędzy z bankomatu, bo nie chciałabym działać pod wpływem emocji. Dam sobie parę dni na przemyślenie, ewentualnie wrócimy. Wyszło jak zawsze. 

Pierwsza przymiarka

Nasze pierwsze spotkanie wyglądało jak większość internetowych randek. Jechałam z lekką niepewnością co zastanę - na ogłoszeniu wyglądała świetnie, ale właściwie każda z nas ma swoją "pokazową fotę". Taką, którą wysyła kiedy chce zrobić na kimś wrażenie. I na której w ogóle nie jest podobna do siebie w rzeczywistości. Kiedy dotarłam na miejsce, pchnęłam lekko drzwi i zobaczyłam ją leżącą na łóżku, wiedziałam że to ta jedyna. Była jeszcze piękniejsza, w jej delikatnej, aksamitnej bieli, obijały się promyki lampy. Od razu wiedziała, że jesteśmy idealnie dopasowane.

Z dopasowanie było tak łatwo. Potrzebowałam czegoś ma wzrost siedzącego skrzata i wymiar talii lalki Barbie na głodówce. I biust po tacie. W zasadzie to szukałam sukni na wymiar komunijny, tylko bez JHS. Ta leżałam idealnie, z każdej strony na każdy wymiar....

- To idę do bankomatu - stwierdził bez wahania Warszawiak widząc moją minę. 

Dokładnie tak - obyło się bez latania po salonach i mierzenia miliarda podobnych do siebie modeli. Obyło się bez płaczu matki, darcia koszuli przez teściową, samobójstwa ekspedientki. Obyło się nawet bez kredytu. Po pół godzinie sprawa była załatwiona.

Jasne, nigdy nie jest tak idealne - kilka razu chciałam opchnąć kieckę na allegro, rozpaczałam że wyglądam w niej grubo, a salon w którym była skracana prawie ją omyłkowo sprzedał. Jestem jednak prawie pewna, że gdybym kupiła suknię za milion dylematy i problemy byłby podobne. 

A, wspominałam że suknia kosztowała 400zł? Nie? To dobrze, dżentelmen nie rozmawiają o pieniądzach. 

Patrząc na sprawę z perspektywy czasu nie rozumiem emocjonalnej diarrhea'y Panien Młodych z "Wysokich Obcasów". Ich pędu, płaczu, pożyczania pieniędzy. Za kilkanaście lat pewnie będziemy patrzeć na nasze suknie z uśmiechem sentymentu - zmienią się trenty, wzorce, to co dzisiaj jest piękne, zaraz będzie śmieszne.  A nawet najpiękniejsza, najdroższa i najoryginalniejsza suknia ślubna nie zapewni szczęśliwego małżeństwa. Z doświadczenia wiem, że szczęśliwe małżeństwo zapewnia tylko ciężka praca na miarę chilijskiego górnika w środku lata połączona z cierpliwością tybetańskiego mnicha. I miłość.

wtorek, 19 sierpnia 2014

New for hair


Jako posiadaczka długich, gęstych i totalnie niechętnych do współpracy włosów zużywam wojskowy przydział kosmetyków. Większość mam już sprawdzonych, ale czasami testuje nowości i perełki, dostępne na rynku. Tym razem chciałabym się pochwalić, że udało mi się dwa razy strzelić w dziesiątkę.

Te kosmetyki kupiłam w Niemczech, ale z tego co wiem są też dostępne w Polce. No nic, każdy przywozi takie pamiątki na jakie sobie zasłużył....

Słowem wprowadzenia opowiem o moich włosach - są suche. Długie. Im dalej od czubka głowy tym bardziej suche. Były suche od zawsze, dlatego moja mama jako jedyna mama z pośród mam moich koleżanek nakładała mi w dzieciństwie odżywkę, żeby w ogóle te włosy rozczesać. Czułam się wtedy taka dorosła i dumna.  Następnie farbowanie, rozjaśnianie, znowu farbowanie, prostowanie i kręcenie nie poprawiło tego stanu. Dzisiaj jestem pogodzona, że moje włosy wyglądają najlepiej kiedy ich jakoś strasznie nie męczę. Nie unikam sylikonu, po jakichkolwiek naturalnych, nie wspominając o ziołowych sposobach pielęgnacji moje włosy podejmują decyzję, że będą wyglądać jak siano. 


Gliss Kur BB


Kremy BB, czyli do wszystkiego nie tak dawno podbijały światowe rynki. Te do twarzy mimo usilnych testów mnie nie zachwyciły, ale postanowiłam zaryzykować z tym do włosów. Moje włosy nienawidzą się z szamponami i odżywkami z gliss kur, za to bardzo cenią sobie ich odżywki w sprayu czy serum.

W 50ml tubie znajdujemy biały krem o wodnistej konsystencji. Nakładam go na umyte, wysuszone ręcznikiem włosy w porcji wielkości orzecha włoskiego. Wmasowuje od końcówek po włosy na wysokości uszu. Nie obciąża ich, nie skleja. Zostawiam włosy do samoistnego wysuszenia. Na suchych włosach widać jego działania - są mniej napuszone, końcówki nie wyglądają jak stary pędzel. Włosy są sypkie i lekkie, ale dobrze nawilżone.  Nawilżenie moich włosów jest nie lada wyzwaniem z którym nie radzą sobie przeciętne, drogeryjne produkty. Jak dla mnie ten krem jest idealny. 

W składzie tego cuda spodziewałam się sylikonu, sylikonu no i może jeszcze odrobinę sylikonu. Okazało się, że nie jest tak źle - znajdzie się nawet gliceryna, oleje i kreatyna. 

Krem jest przeznaczony do codziennego użytku, ale ja stosuje go tylko po myciu. Myślę jednak, że nawet stosowany codziennie nie obciąży włosów.  

Skład: Aqua, Cetearyl Alcohol, Quaternium-87, Isopropyl Myristate, Glycerin, Prunus Armeniaca Kernel Oil, Panthenol, Cocodimonium Hydroxypropyl Hydrolyzed Keratin, Hydrolyzed Keratin, Phenoxyethanol, Propylene Glycol, Methylparaben, Glyceryl Stearate, Hydroxyethylcellulose, Distearoylethyl Hydroxyethylmonium Methosulfate, Parfum, Hexyl Cinnamal, Amyl Cinnamal, Limonene, Linalool, Citric Acid, Benzyl Salicylate, Benzyl Alcohol, Butylphenyl Methylpropional, Geraniol
 
Cena : około 20zł/ dostępny w Rossmanie
 
 

Toni&Guy,  Glamour Shine Spray   

 
Skusiłam się kiedyś na spray z wodą morką tej firmy. Moje włosy sklejał i przesuszał na wiór. Jednak skuszona marzeniem o blasku z czerwonego dywanu postanowiłam dać Toni&Guy drugą szansę. Czasami warto dać drugą szansę.  

Spray Moisturising Shine mieści się w 150ml butelce zakończonej pompkę. Jego konsystencja na pierwszy rzut oka jest dość tłusta, dlatego pochodziłam z niepewnością. Spryskane nim włosy są jednak nawilżone, sypkie i gładkie. Na prawdę odzyskują blask! Co więcej, spray ładnie nawilża kocówki i odżywia włosy.

Ja spryskuję włosy kilka razy, potem przechylam głowę w dół i ugniatam włosy. Moim falą pozwala nabrać ładnego skrętu i utrwala je na cały dzień. Przestałam pryskać włosy lakierem ,co na pewno obije się pozytywnie na ich kondycji. Spray ma cudowny zapach, który utrzymuje się na włosach przez cały dzień.

Jest to aktualnie mój jedyny produkt do stylizacji włosów - nadaje ładny skręt, blask i miękkość, więc nie potrzebuję nic więcej. Na pewno ten romans nie skończy się na jednym opakowaniu.


Cena: około 40zł/ dostępny w Rossmani
e. 

wtorek, 12 sierpnia 2014

Typy obuwia baletowego

Wydawało mi się że w ogólnej świadomości istnieją jakieś wzorce obuwia baletowe mające wiele wspólnego z rzeczywistością. W końcu każdy oglądał " Czarnego Łabędzie". Niestety, ostatni wpis na bardzo popularnym polskim blogu sprawił, że zmiękła mi rura. Dlatego przygotowałam małą pigułkę wiedzy na temat obuwia baletowego, jako osoba, która wszystkie typy miała na nogach. 

Obuwie baletowe można podzielić na 3 typy. Różni je cel, do których danego modelu się używa, ale też często materiały i sposób wykonania. Przez wieki funkcjonowania tańca klasycznego buty ewoluowały i na stopach pojawiają się coraz to nowe, bardziej ergonomiczne modele. Jednak cała kategoryzacja od dawna pozostaje bez zmian. 

Baletki


 

Baletki są wykonane najczęściej z grubej bawełny, rzadziej ze skóry lub satyny. Są miękkie, nie posiadają żadnych usztywnień. Ich podeszwa jest wykonana z miękkiej skóry. Służą ochronie stopy, która podczas pracy na podłodze jest narażona na otarcia. Istnieje wiele modeli baletek - z dzieloną podeszwą, gumką na podbiciu, troczkami czy nawet elementami z tiulu. Najbardziej charakterystyczne dla baletek jest możliwość ściśnięcia ich w garści. Służą najczęściej do pracy przy drążku, ćwiczenia techniki, a także popularne są w innych stylach tanecznych niż balet. Można je zastąpić skarpetkami z bawełny (ja tak robię, bo w pośpiechu dużo łatwiej złapać jedną ze stu par skarpetek, niż tą jedyną parę baletek)

Półpointy



Jest to hybryda baletek i klasycznych point. Najczęściej wykonana z satyny, wyposażona w troczki i gumki. Ma twardą, usztywnianą podeszwę, ale nie ma gipsowego czubka. W półpointach można wejść na półpalce, jednak nie można wchodzić w nich na czubki palców (tzn. jeżeli ktoś ma wystarczająco silną stopę, stanie na palcach nawet na boso, jednak grozi to poważnymi urazami stopy i jest niedopuszczalne w tańcu klasycznym). Półpointy służą to wyrabiania siły stopy - stawiają jej dużo większy opór niż baletki, a one przezwyciężając go, zwiększa swoją siłę. Stosowane są najczęściej podczas ćwiczeń przy drążku.

Pointy 


Jest to obuwie służące do tańca na czubkach palców. Wykonane najczęściej z satyny, ale zdarzają się też modele bawełniane. Posiada twardą, usztywnianą podeszwę podtrzymującą podbicie. Ich czubek jest usztywniony gipsową konstrukcją powleczoną satyną. Pointy mają różny stopień twardości i wiele fasonów - należy wybrać odpowiednie do kształtu i siły stopy. Wyposażone są w troczki oraz gumki ułatwiające dopasowanie ich do stopy. 


Podsumowanie w postaci tabelki


Dla ścisłości - podczas tańca w pointach, wchodzi się NA PALCE. Nie na podbicie. Nie na półpalce. Stopa w poincie ułożona jest w takiej pozycji, co umożliwia właśnie gipsowy czubek:


A różnica między stopą w pozycji "półpalców" (pierwszy plan), a czubków palców (drugi plan) wygląda tak: