Ostatnie dwanaście miesięcy spędziłam na obserwacji betonowej stolicy. Fakt, wiele mitów jest przesadzonych - nigdy nie znalazłam żadnych pieniędzy na ulicy. Przeciwnie, ciągle ktoś ode mnie jakieś pieniądze za coś chce.W Warszawiakach jest jedna cecha, która zawsze robić na mnie wrażenie. Jej eskalacja widoczna jest w wielu aspektach, ale te ostatni był wyjątkowy. Symboliczny. Wydarzył się idealnie w rocznice mojej przeprowadzki do Warszawy. Byłam wzruszona.
Otóż robiłam zakupy w jednym z pobliskich marketów. Stojąc w długiej kolejce do kasy, oddałam się obserwacji rozpromienionych od pierwszych słonecznych dni ludziom dookoła. Nagle z letargu wyrwał mnie kobiecy krzyk, który wydała z siebie Pani w średnim wieku lekko pchnięta sklepowym wózkiem przez Pana ustawiającego się w kolejkę za nią.
- Nawieźliście SŁOIKÓW, przyjechaliście nie wiadomo skąd i będziecie się tu PANOSZYĆ!!
We Wrocławiu za pchnięcie kogoś hipermarketowym wózkiem można zostać nazwany męskim przyrodzeniem. W stu synonimach. W Krakowie można liczyć na kosę między żebra. Nie wiem czego można się dorobić w Poznaniu, bo nigdy tam nie byłam. Nie znam żadnego innego miasta, gdzie najgorszą obelgą jest powiedzenie o kimś, że jest napływowy.
Temat rdzennych Warszawiaków jest stary jak Wisła i pusty jak Żagiel Libeskinda. Mieszkając tu już trochę, poznałam jednego tzw. "Prawdziwego Warszawiaka". O słoików potykam się na każdym kroku. Myślę, że gdyby zorganizować zlot prawdziwych warszawiaków, wystarczyłby im spokojnie zarezerwowany stolik w knajpie. Jeżeli ktoś zdążył już się zameldować i wepchnąć swój słoik na dno szafy, dumnie przedstawia się jako Warszawiak. A ja potem muszę słuchać ulicznych dialogów:
- Skąd jesteś?
- Z Warszawy
- A skąd wcześniej byłeś?
I znowu muszę wybuchać śmiechem w autobusie i martwić się, że ktoś zadzwoni po pogotowie psychiatryczne.
Ja na prawdę nic do Warszawiaków nie mam. Mnie w ogóle mało obchodzi kto skąd jest, dopóki nie jest islamskim terrorystą ,albo holenderską prostytutką. Wydaje mi się, że z każdej kultury możemy wycisnąć coś dla siebie wycisnąć, przelać przez sitko i sączyć z radością.
Warszawiacy! To miasto, stoi, stało i stać będzie na słoiku. Częstujecie się z tego słoika łyżkami i padlibyście bez niego z głodu i niepokoju jak muchy. Polerujcie go, czyście, myjcie mu pokrywkę, stawiajcie na półkę i patrzcie jak się błyszczy. Inaczej spotkacie się kiedyś przy jednym stoliku w knajpie i będzie wam pusto i smutno.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz