czwartek, 21 sierpnia 2014

Historia pewnej jednorazówki


Proces kupowania przeze mnie sukni ślubnej był prosty i bezbolesny. Słyszałam co prawda wiele mrożących krew w żyłach historii o ślubnej traumie zalanej winem i furą pieniędzy, jednak mnie jakoś sukienkowe zapalenie mózgu nie dopadło. Wyszłam z założenia że ma być biało i ładnie. Szybko udało się osiągnąć cel. 

Moją drogę do posiadania sukni ślubnej zakopałam niemal w bezkresnej niepamięci, jednak lektura najnowszych "Wysokich Obcasów" pomaga mi odświeżyć umysł. Znalazłam tam artykuł "Historia sukienki na jeden dzień" który sercem moim - czyli młodej mężatki czującej jeszcze ścisk ślubnego gorsetu na płucach - wstrząsnął . Zaczynając od tego że nie mogę się zgodzić z insynuacja, że narzeczona planuje suknię ślubną na sam widok pierścionka (moja wisiała w szafie już wiele miesięcy wcześniej) kończąc na oskarżeniach, że Panna Młoda przychodzi do salonu z chęcią mordu w oczach.

Moja historia zaczęła się niewinny przeglądaniem portalu aukcyjnego klika dni po pierwszych napomknięciach o ślubie. 3 dni później znalazłam ogłoszenie, które rozesłałam do całej rodziny z prośbą o komentarz. W odpowiedziach dostawałam najczęściej kontakt do egzorcysty, ale postanowiłam zaryzykować. Wsadziłam Warszawiaka w samochód, stwierdziłam autorytarnie że nie wybieramy pieniędzy z bankomatu, bo nie chciałabym działać pod wpływem emocji. Dam sobie parę dni na przemyślenie, ewentualnie wrócimy. Wyszło jak zawsze. 

Pierwsza przymiarka

Nasze pierwsze spotkanie wyglądało jak większość internetowych randek. Jechałam z lekką niepewnością co zastanę - na ogłoszeniu wyglądała świetnie, ale właściwie każda z nas ma swoją "pokazową fotę". Taką, którą wysyła kiedy chce zrobić na kimś wrażenie. I na której w ogóle nie jest podobna do siebie w rzeczywistości. Kiedy dotarłam na miejsce, pchnęłam lekko drzwi i zobaczyłam ją leżącą na łóżku, wiedziałam że to ta jedyna. Była jeszcze piękniejsza, w jej delikatnej, aksamitnej bieli, obijały się promyki lampy. Od razu wiedziała, że jesteśmy idealnie dopasowane.

Z dopasowanie było tak łatwo. Potrzebowałam czegoś ma wzrost siedzącego skrzata i wymiar talii lalki Barbie na głodówce. I biust po tacie. W zasadzie to szukałam sukni na wymiar komunijny, tylko bez JHS. Ta leżałam idealnie, z każdej strony na każdy wymiar....

- To idę do bankomatu - stwierdził bez wahania Warszawiak widząc moją minę. 

Dokładnie tak - obyło się bez latania po salonach i mierzenia miliarda podobnych do siebie modeli. Obyło się bez płaczu matki, darcia koszuli przez teściową, samobójstwa ekspedientki. Obyło się nawet bez kredytu. Po pół godzinie sprawa była załatwiona.

Jasne, nigdy nie jest tak idealne - kilka razu chciałam opchnąć kieckę na allegro, rozpaczałam że wyglądam w niej grubo, a salon w którym była skracana prawie ją omyłkowo sprzedał. Jestem jednak prawie pewna, że gdybym kupiła suknię za milion dylematy i problemy byłby podobne. 

A, wspominałam że suknia kosztowała 400zł? Nie? To dobrze, dżentelmen nie rozmawiają o pieniądzach. 

Patrząc na sprawę z perspektywy czasu nie rozumiem emocjonalnej diarrhea'y Panien Młodych z "Wysokich Obcasów". Ich pędu, płaczu, pożyczania pieniędzy. Za kilkanaście lat pewnie będziemy patrzeć na nasze suknie z uśmiechem sentymentu - zmienią się trenty, wzorce, to co dzisiaj jest piękne, zaraz będzie śmieszne.  A nawet najpiękniejsza, najdroższa i najoryginalniejsza suknia ślubna nie zapewni szczęśliwego małżeństwa. Z doświadczenia wiem, że szczęśliwe małżeństwo zapewnia tylko ciężka praca na miarę chilijskiego górnika w środku lata połączona z cierpliwością tybetańskiego mnicha. I miłość.

9 komentarzy:

  1. Mialas farta! Ja tez chcialam kupic uzywana, ale tiulowe suknie maja to do siebie ze sie szybko niszcza, wiec nie znalazlam zadnej w zadowalajacym stanie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Niestety pierwsza warstwa tiulu z mojej spódnicy poszła do wyrzucenia:( Ale fakt, cała reszta była w nienagannym stanie :)

      Usuń
  2. Tak często mam ochotę skomentować Twoje posty jednym dużym "Amen!". Szczególnie końcówkę dzisiejszego posta. Nie czytam WO od jakiegoś czasu, bo kilka lat temu zaczęły mnie niemiłosiernie irytować. Ja za suknię kupiłam w salonie, ale już pierwszego dnia, za wydaje mi się, b. okazyjną cenę. Bridezilla w tej kwestii się u mnie nie odezwała. Za to na przymiarce byłam świadkiem jak jedna pani z córką zachwycały się jedną suknią, za to na wieść, że jest ona komisowa i była już raz używana i nie ma możliwości zamówienia nowej, natychmiast odwróciły się na pięcie i wyszły. Naprawdę zastanawiam się, o co chodzi?!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wydaje mi się że to się robi z wielkiego szału na "wyjątkowość" i "jednorazowość". Ja nie mówię, że nie trzeba się starać - sama chciałam żeby mój ślub był fajny i miło wspominany przez gości. Jednak nastawienie że musimy mieć taki ślub, jakiego świat jeszcze nie wiedział, chyba nam wiele najpiękniejszego i najważniejszego z tego dnia może odebrać....

      Usuń
  3. Uśmiałam się przy porównaniu sukni do stroju komunijnego... :). Żałuję, że tak rzadko wstawiasz swoje zdjęcia, bardzo przyjemnie się na Ciebie patrzy :)!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki:D Nie chcę tu nikogo zanudzać mną, ale na insta szaleje jak dzika !

      Usuń
  4. fajnie napisane, pamiętam tez o butach za dychę :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Co najlepsze cały czas chodzę w tych butach :) sa nie do zdarcia !

      Usuń
  5. Fajnie napisane!

    Nie czytałam tego tekstu, ale mnie jest dosyć obce to całe zamieszanie z organizacją ślubu, suknią, itp. ;-)

    Wiele lat temu wzięłam szybki, spontaniczny ślub bez wesela, w sukience pospiesznie zakupionej i okropnym makijażu, który zrobiła mi zupełnie przypadkowa osoba tuż przed ślubem. :-)

    OdpowiedzUsuń