"- Czego to o mnie w tej mojej ukochanej Polsce nie mówiono albo nie
pisano. Że jestem chłopek-roztropek, prymityw, co nie umie mówić po
polsku - przez te "plusy dodatnie i plusy ujemne", że "jestem za, a
nawet przeciw". Że jestem tchórz, ubek, który jak się trzy godziny
spóźnił na strajk, to go bezpieka przywiozła w motorówce do Stoczni, że
ruskie wojska można było wcześniej wyprowadzić z Polski, że jestem
oportunista i najgorszy prezydent w historii, bo zacząłem wojnę na
górze. Ale tak się stało, że usiadłem do gry
w szachy z wielkimi graczami i zawodowcami: Jaruzelskim, Honeckerem i
arcymistrzem Breżniewem. Dlaczego padło na mnie, tego akuratnie wiem.
Nic nie umiałem, żadnych zasad nie znałem, ale wygrałem. Musiałem się
zachowywać jak trener od podnoszenia ciężarów, nie mogłem od razu, za
duży ciężar. Ci wszyscy bohaterowie, co to mówią, to głównie ci, co nie
byli ze mną na ulicach w grudniu, nie widzieli tragedii, klęski,
zabitych, rozpaczy rodzin, nie słyszeli krzyku rannych. Bo ja nigdy nie
zapomnę tego, co komuniści zrobili robotnikom. Polscy żołnierze
strzelali do polskich robotników z broni wyprodukowanej przez Polaków ze
zbrojeniówki."
Jasne, mogę się teraz zacząć rozwodzić nad powalającym stylem Pana G. Nad błyskotliwymi metaforami którymi opisał Strajk w Stoczni i jego bohatera. Mogę opowiedzieć jak pięknie w tej książce przeplata się nihilizm, cynizm, sarkazm i orgazm, jak miał w zwyczaju mawiać jeden z najbardziej od wczoraj skandalizujących reżyserów. Ale po co, skoro wszyscy Głowackiego już znają. Wolę zacytować klasyka, że "nie ważne czy przyszłem, ważne czy doszłem". Pan G. jak zwykle do celu.
Z serii polecam: Janusz Głowacki "Przyszłem, czyli jak pisałem scenariusz o Lechu Wałęsie dla Andrzeja Wajdy"
Z serii polecam: Janusz Głowacki "Przyszłem, czyli jak pisałem scenariusz o Lechu Wałęsie dla Andrzeja Wajdy"
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz