środa, 5 lutego 2014

Przyszłem



                    "- Czego to o mnie w tej mojej ukochanej Polsce nie mówiono albo nie pisano. Że jestem chłopek-roztropek, prymityw, co nie umie mówić po polsku - przez te "plusy dodatnie i plusy ujemne", że "jestem za, a nawet przeciw". Że jestem tchórz, ubek, który jak się trzy godziny spóźnił na strajk, to go bezpieka przywiozła w motorówce do Stoczni, że ruskie wojska można było wcześniej wyprowadzić z Polski, że jestem oportunista i najgorszy prezydent w historii, bo zacząłem wojnę na górze. Ale tak się stało, że usiadłem do gry w szachy z wielkimi graczami i zawodowcami: Jaruzelskim, Honeckerem i arcymistrzem Breżniewem. Dlaczego padło na mnie, tego akuratnie wiem. Nic nie umiałem, żadnych zasad nie znałem, ale wygrałem. Musiałem się zachowywać jak trener od podnoszenia ciężarów, nie mogłem od razu, za duży ciężar. Ci wszyscy bohaterowie, co to mówią, to głównie ci, co nie byli ze mną na ulicach w grudniu, nie widzieli tragedii, klęski, zabitych, rozpaczy rodzin, nie słyszeli krzyku rannych. Bo ja nigdy nie zapomnę tego, co komuniści zrobili robotnikom. Polscy żołnierze strzelali do polskich robotników z broni wyprodukowanej przez Polaków ze zbrojeniówki."

               Jasne, mogę się teraz zacząć rozwodzić nad powalającym stylem Pana G. Nad błyskotliwymi metaforami którymi opisał Strajk w Stoczni i jego bohatera. Mogę opowiedzieć jak pięknie w tej książce przeplata się nihilizm, cynizm, sarkazm i orgazm, jak miał w zwyczaju mawiać jeden z najbardziej od wczoraj skandalizujących reżyserów.  Ale po co, skoro wszyscy Głowackiego już znają. Wolę zacytować klasyka, że "nie ważne czy przyszłem, ważne czy doszłem". Pan G. jak zwykle do celu.

Z serii polecam:
Janusz Głowacki "Przyszłem, czyli jak pisałem scenariusz o Lechu Wałęsie dla Andrzeja Wajdy"

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz