środa, 30 kwietnia 2014

ISIS PHARMA UVEblock

Myślałam że nie istnieje krem z wysokim filtrem, koloryzujący i jasny jednocześnie. Na szczęście życie jeszcze mnie czymś zaskakuje - to znaczy że nie jestem wcale taka stara. 

Wiecie jakie to jest uczucie, kiedy nie można być nawet chwili na słońcu? Kiedy po kilku promieniach Twoja skóra płacze, skomle, jest czerwona i woła o litość. Ja wiem. Dlatego w kategorii kremów z filtrem uważam się za eksperta - ilości UV 50+ zużytych przeze mnie można mierzyć w tonach. Wszystkie mają w mniejszy lub większym stopniu te same wady - są białe, kleją się, zostawiają tłustą warstwę na skórze. Ten jest inny.


Na przepełnionych półkach sklepowych znalazłam Isis Pharma UVEblock, czyli krem koloryzujący z filtrem 50+. Otworzyłam próbkę tylko po to żeby się załamać - w tej części globu cała kolorówka jest dedykowana panią mieszkających raczej w okolicach równika, co jest dla mnie nieodgadnioną zagadką. Nagle moim oczom ukazał się żel o kolorze kości słoniowej. Był mój.

Krem ma dość ciężką, charakterystyczną dla filtrów konsystencję, ale po aplikacji dość szybko się wchłania, zostawiając tylko łatwy do przypudrowania filtr. Nie waży się, nie zapycha, nie jest jakiś ponadprzeciętnie ciężki. Nie zawiera parabenów ani substancji zapachowych. Dobrze chroni skórę przed słońcem - nawet po długiej ekspozycji nie ma śladu po poparzeniach czy zaczerwienieniach. Sprawdza się!


Jego największym plusem jest kolor - zimny odcień kości słoniowej, bardzo jasny, naturalny. Pocieszająca odmiana po serii ciemnych beży i brązów wylewających się ze sklepowych półek. Jest nadzieja!

Krem kosztuje w regularnej sprzedaży 86,99zł. Aktualnie jest w promocji w Superpharm za 19.99 zł. Polecam!

czwartek, 24 kwietnia 2014

Rzęsy 1:1 - 3 tygodnie



Spodziewałam się większego dyskomfortu. Myślałam że pilnowanie się przy noszeniu rzęs będzie męczarnią. Wydawało mi się że będę marzyć żeby je zdjąć i wyspać się z twarzą w poduszce jak normalni ludzie. Nie jest tak. Bardziej marzę żeby tych rzęs nie zdejmować już nigdy.


Myślałam że po trzech tygodniach rzęsy zostaną wspomnieniem. Po pierwszym nie było widać żadnej zmiany- oko wyglądało jak bezpośrednio po wyjściu z salonu. Po dwóch tygodniach widziałam małe ubytki, ale musiałam się na prawdę przypatrzeć. Po 3 tygodniach braki były widoczne gołym okiem, ale rzęsy dalej wyglądały zdecydowanie lepiej niż moje naturalne.


Myślę że mogłabym nosić te rzęsy jeszcze spokojnie przez kolejne dwa tygodnie, albo nawet więcej. Nie są potargane, zniszczone, nie straciły blasku ani wywinięcia. Samo noszenie takich rzęs nie jest żadnym dyskomfortem, a nawet służy - nie trę oczu przy demakijażu i już widzę poprawiającą się skórę pod oczami. Mój kręgosłup dziękuje mi za spanie na plecach. Oszczędzam czas, bo makijaż zajmuje mi 2 minuty, nie robię żadnego makijażu oka, nie tuszuję rzęs . Moje naturalne rzęsy wyglądają normalnie, nie są osłabione, ani nie wypadają szybciej. Nawet po 3 tygodniach, twarz ma wyraz mimo braku jakiegokolwiek innego makijażu.Jestem zachwycona !


czwartek, 17 kwietnia 2014

Fast&Cheap



Tysiące razy słyszałam że żeby się dobrze odżywiać trzeba mieć dużo czasu i pieniędzy - nieprawda! W Fast&Cheap będą pojawiać się przepisy których realizacja nie zajmuje więcej niż 20min, a koszt nie będzie wyższy 10zł od osoby - czyli mniej niż średniej wielkości zestaw w fast-foodzie. No to, zaczynamy !

Łosoś z grilla i frytki z batatów

Składniki:
- 150 g świeżego łososia (6zł)
- jeden batat (3zł)
- 1 łyżka oliwy (0,1zł)
- 2 łyżeczki ziół prowansalskich (0,5zł)
- 2 łyżeczki słodkiej papryki (0,3zł)

Przygotowanie:
Faza I:
- z łososia odcinamy skórę, 
- bataty kroimy na frytki
- mieszamy oliwę z papryką i ziołami
- łososia i bataty obtaczamy z mieszance ziół i oliwy

Faza II 
- rozgrzewamy piekarnik/patelnie grillową 
- wrzucamy na nią bataty i pieczemy przez 5min
- dorzucamy łososia i pieczemy razem z batatmi przez ok 3min z każdej strony.
- gotowe!

Bon Appetit!

środa, 16 kwietnia 2014

Historia butów ślubnych


    
 Nigdy jakoś specjalnie nie poruszało mnie kupowanie nieprzyzwoicie drogich sukien ślubnych. Do tematu sukni podeszłam raczej bez zbędnych emocji: otworzyłam allegro, pojechałam przemierzyć, kupiłam i tak sobie wisi w szafie. Jakoś specjalnie nie marzyłam o sztafecie między salonami w którym coraz to nowe ekspedientki podtykają mi pod nos coraz to nowe suknie. 
     Co innego z butami -  w końcu to nie jednorazówka z tiulu - w buty warto zainwestować, to praktyczna rzecz na wiele okazji. Z rozmarzeniem zasiadłam przed komputerem, szukając idealnej pary. 
       Po godzinie chciało mi się kawy, po dwóch spać a po czterech iść do domu, napić się kawy i pójść spać. Po trzech dniach byłam tak zrezygnowana że chciałam iść w trampkach, po tygodniu w kapciach. Z pomocą przyszło Boże Narodzenie, gdzie zamiast myśleć o ślubie zaczęłam myśleć o choince i było mi lżej na sercu.
        Lubię robić ludziom prezenty, chociaż mam do tego dość egoistyczny stosunek : zdecydowanie bardziej zależy mi na tym żeby widzieć jak się cieszą, niż żeby oni mieli coś pożytecznego. Rozgrzeszam się jednak, w końcu cel uświęca środki. Biegałam więc z radością jak husky w zaprzęgu między sklepami galerii handlowej. 
        Wtedy je zobaczyłam - idealne, srebrne, pasujące do sukni, na perfekcyjnym obcasie. Ostatnia para, mój rozmiar. Przepchnęłam się do półki, chwyciłam i sprintem przedostałam się do kasy.

- 10 złotych - zakomunikowała uśmiechnięta ekspedientka 
- CO?! - powiedziałam tonem za który moja mama wbiłaby mi łokieć między żebra, a w domu wygłosiła kazanie na temat kultury osobistej i zachowania w miejscu publicznym. 
- 10 złotych poproszę - kobieta miała już lekko przerażonym wyrazem twarzy.

Jestem pewna że to najlepiej wydana dycha w moim życiu.

buty/ H&M

wtorek, 15 kwietnia 2014

Tablica w kuchni

Nigdy nie należałam do tych dzieci, które na wyrywają się do odpowiedzi, wyciągając rękę do góry w spazmatycznym szale, jak bohaterka Harrego Pottera. Nigdy nie byłam też uczniem, który z pewną siebie miną idzie do odpowiedzi. Co więcej, raczej jestem jednym z tych studentów, którzy zrywają się z krzesła na dźwięk słów profesora "kto chce trzy może wyjść". Dlatego poczułam że nie znam samej siebie, kiedy w mojej głowie zaczęła kiełkować myśl : "chciałabym mieć w domu tablicę"

Takie marzenie możemy spełnić na klika sposobów. Jednym z nich jest pomalowanie ściany farbą tablicową, która jest wodoodporna, ognioodporna, wszystkoodporna - możemy stosować ją w każdym pomieszczeniu. Może być nawet nakłada przy palnikach kuchenny, zastępując panele czy płytki. Farba nie nabłyszcza się, nie schodzi od ciągłego malowania i ścierania kredy. To stosunkowo tanie rozwiązanie - puszka polecanej farby Benjamin Moore to 135zł za pojemność umożliwiającą zamalowanie 10m2(0,9l). Łatwo to porównać do ceny wyłożenia takiej ściany glazurą. Farba jest bezpieczna, nie ma drażniącego zapachu i zawiera niewiele lotnych związków organicznych. Farba ma jednaj jeden minus - bardzo ciężko ją zamalować.
Jeżeli nie jesteśmy do końca pewnie, czy tablica nie będzie nam się źle kojarzyć, spróbujmy mniej radykalnego środka - tapety tablicowej. Taka tapeta jest bezproblemowa w montażu - posiada warstwę kleju która pozwala łatwo przykleić ją na ścianę/ szafę/ sufit/ cokolwiek. Jest równie wytrzymała co farba, jednak nie należy stosować jej w pomieszczeniach wilgotnych lub w pobliżu ognia. Cena też jest wyższa : za 1mb tapety zapłacimy ok. 100zł. Jest do kupienia np. na stronie styl-sklep.pl . Jej demontaż wygląda identycznie jak w kwestii zwykłej tapety.
Na tablicę w kuchni byłam zdecydowana zanim jeszcze miałam własny kawałek ściany na który można byłoby ją powiesić. Wyobrażałam sobie jak zapisuje na niej plan dnia, moje refleksje, przepisy, złote myśli...Jednak jestem pewna, że na co dzień będzie raczej służyć Warszawiakowi w celu pisania do mnie komunikatów. Na przykład "weź się ogarnij"...

Benjamin Moore
Benjamin Moore
Benjamin Moore

poniedziałek, 14 kwietnia 2014

NYX HD Photogenic Concealer


Widziałam, że ta chwila nadejdzie. Nie spodziewałam się tylko, że tak szybko. Niestety, po kolejnym przepracowanym weekendzie, kolejnej nieprzespanej nocy i kolejnym zadanym pytaniu : "Jesteś chora? Zmęczona?" musiałam spojrzeć dołującej prawdzie w oczy : wyglądam jak zombi. 

Wieczna chwała temu, kto wymyślił korektor pod oczy. Nie wiem kim jesteś, ale myślę o Tobie codziennie rano. Z pomocą na moją spadające poczucie własnej wartości ruszył NYX i jego seria High Definition.


Korektor  zamknięty jest w małej, 3gramowej fiolce z klastycznym aplikatorem, często spotykanym w błyszczykach. Ma dość gęstą konsystencję, która na twarzy zmienia się w lekko pudrową, nie wymaga już wykańczania makijażu pudrem. Kryje naprawdę mocno i doskonale sprawdza się w ludzi, który nie śpią. Trzyma się wzorowo, schodzi wraz z wieczornym demakijażem. Jego jedyną wadą jest lekkie wysuszanie skóry w ogół oczu, co można zniwelować mieszając korektor z odrobiną kremu pod oczy. Taki mix nie odbija się na jego trwałości. 

Kosmetyk nie ciemnieje, a paleta kolorów jest na prawdę szeroka. Używam najjaśniejszego koloru, który świetnie stapia się z moją cerą, a to prawdziwy wyczyn - większość sklepowych podkładów/ pudrów/ korektorów/ czegokolwiek jest dla mnie za ciemna o jakieś 3tony. 

Moim zdaniem ten korektor to idealny stosunek ceny do jakości. Może spokojnie konkurować w produktami selektywnymi i nie ustępuje im ani na krok. Jesteśmy przyjaciółmi.


Skład: Water, Glycerin, Cetyl Dimethicone Copolyol, Timethylsiloxysilicate, Isononyl Isononanoate, Caprylic/Capric Triglyceride, Polymethyimethacrylata, Silica, Sorbiatan Olive, Magnesium Suifate, Euphorbia, Cerifera (Candelilla) Wax, Potassium Cetyl Phosphate, Xanthan Gum. Może zawierać: Titanium Dixoide (CI77891), Iron Oxide Yellow (CI77491), Iron Oxide Red (CI77492), Iron Oxide Black (CI77499), Ultramarine Blue (CI77007), Chromium Oxide Green (CI77288), Chromium Hydroxide Green (CI77289), Manganese Violet (CI77742).

Dostępność : Sklepy NYX i Douglas

Cena: 29zł 

wtorek, 8 kwietnia 2014

Crossfit - refleksje

Leże na podłodze i ciężko oddycham. Jestem cała mokra, drąż mi ręce, czuje mrowienie w całym ciele. Nad sobą widzę surowy dach , odrapane ściany na których wiszą łańcuchy i grube liny. Dookoła wolnym, obolałym krokiem przechodzą cienie różnych osób. Nie widzę ich zbyt dobrze przez wilgotne od potu powieki. Pamiętam jak wchodziłam tu godzinę wcześniej, nieświadoma tego co się wydarzy. Teraz czuje że moje serce próbuje rozerwać koszulkę, osiągając granicę swoich możliwości...

Nie, to nie jest wstęp do kolejnej twarzy Greya . To jest Crossfit.

Cross fit - skąd się wziął?
Grega Glassmana 14lat temu wszedł do swojego garażu, napełnił worek z piaskiem, naznosił żelastwa, spojrzał na swoje zdobycze i zaczął nimi machać. Potrzebował treningu który będzie dla niego wyzwaniem i doprowadzi go do granic własnych możliwości. Wtedy pewnie nie spodziewał się że Crossfit stanie się tak popularnym sposobem spędzania wolnego czasu przez ludzi w różnym wieku i kondycji.


Cross fit - czym jest?
Crossfit jest gałęzią fitnessu, a zarazem jego nową filozofią. Ma symulować wysiłek do jakiego przystosowane jest naturalne Twoje ciało - czyli nie do siedzenia przed biurkiem i uderzenia w klawiaturę, nie do siedzenia w aucie i trzymania kierownicy i nie do siedzenia na kanapie i naciskania pilota. Taki trening zapewni Ci wysiłek, do którego jesteś stworzony - skoki, biegi, podciąganie, podnoszenie. Przede wszystkim jednak da Ci dobrą kondycję, która przyda się nie tylko do pogoni z mamutem - dogonisz autobus, wejdziesz po schodach podczas awarii windy, a nawet zaoszczędzisz na pielęgniarce kiedy po osiemdziesiątce będziesz mógł sam zawiązać własne sznurówki. Crossfit sprawia, ze Twoje ciało jest użyteczne.

Cross fit - Jak wygląda trening?
Trening zaczyna się krótką rozgrzewką, która ma na celu przygotowanie naszego ciała do wysiłku. Są to wymachy, skipy, marsze. Potem przystępujemy do objaśnienia stacji - trening jest stacyjny, jedna osoba wykonuje jedno ćwiczenia, potem zmienia się z inną. Po objaśnieniu każda osoba jest przydzielana do jednej stacji. Ćwiczenia są dość zróżnicowane - pompki, rwanie sztangi , brzuszki, ćwiczenia na piłce, z kettlem, z ciężarkami, ale też wspinanie się na linie czy bieg z taśmą lub wyskoki. Wszystkie ćwiczenia są jednak do wykonania przez osobę, która jest pierwszy raz w życiu na treningu fitness. Między uczestnikami krąży trener, który poprawia, asekuruje, daje wskazówki. Jest to bezpieczniejsze od samowolki amatora na siłowni - ktoś nad Tobą czuwa, sprawdza czy nie dusisz się sztangą , masz poprawną technikę. Trening kończy się rozciąganiem. 

Crossfit - moje refleksje 
To jest zdecydowanie trening dobry dla każdego - zawodowego sportowca, tancerz, księgowej, górnika. Obciążenia ilość powtórzeń dostosowujemy sobie indywidualnie , nikt nam nie mówi ile mamy podnieść, ile zrobić powtórzeń. Wychodzimy zmęczeni kiedy pracujemy sumiennie, na całą skalę swoich możliwości. Fantastycznie wzmacnia i rzeźbi całe ciało. Wychodząc z takich zajęć miałam poczucie zrobienia naprawdę fajnej rzeczy dla mojego ciała. Czułam zdrowe zmęczenie, mimo że bezpośrednio po gwizdku chciałam prosić o kartkę i pisać testament. Dodatkowo mamy to czego nie uświadczymy na siłowni - grupową motywację. Głupio jest przerwać w połowie kiedy wszyscy walczą. Ja nie dam rady? Ja jestem zwycięzcą!

Zdjęcia pochodzą ze strony www.crossfit.com

wtorek, 1 kwietnia 2014

BOBBLE


Uwielbiam filmiki na YouTube z serii "pokaż co masz w swojej torebce". Najbardziej rozczula mnie widok poukładanych i wypielęgnowanych kliku najpotrzebniejszych gadżetów. Ja noszę na ramieniu ekwipunek który zapewnia przeżycie jednostce wojskowej na pustyni przez 15lat, okablowanie dla pojazdów kosmicznych NASA i wyposażenie piekielna kuchni Gordona Ramsaya. Moja torebka nie załapałaby się na bagaż podręczny w żadnej linii lotniczej. Nawet tej ekskluzywnej. Jej skład się zmienia, ale jedno od miesięcy pozostaje stałe - butelka bobble.

Bobble to plastikowa butelka do wielokrotnego użytku. Jest wyposażona w filtr węglowy, dzięki czemu możemy uzupełniać ją w każdym dowolnym w miarę zaufanym kranie. W domu, pracy, na uczelni, siłowni, w klubie fitness. Nie trzeba być wybitnym ekonomistą żeby przeliczyć ile aktywna osoba wydaje na butelkowaną wodę, zwłaszcza tą kupowaną w klubach fitness za kosmiczną cenę. Bobble zastępuje 150 butelek wody. Woda z tej butelki wcale nie jest gorsza dla zdrowia - przez filtr przechodzą wszystkie minerały i mikroelementy dobre dla naszego organizmu.


Dzięki filtrowi umieszczonemu pod ustnikiem od razu pijamy przefiltrowaną wodę. Producent zapewnia że " Gdy woda przechodzi przez naładowaną dodatnio powierzchnię filtra bobble, jony ujemne zanieczyszczeń przyciągane są do powierzchni granulek węgla". Woda jest dzięki temu zupełnie bezzapachowa i bezsmakowa, pozbawiona naleciałości klasycznej wody z kranu. Filtr wystarcza na około 2 miesiące, gdy czujemy że woda nie jest już tak świeża jak na początku, wymieniamy sam filtr.


Butelka dostępna jest w sklepie DUKA 6 kolorach i dwóch pojemnościach (1l i 0,5l) do wyboru. Cena litrowego zestawu (butelka i filtr) to 59zł a wymienny filtr to 29zł.