Myślę, że jestem w dobrym miejscu na podsumowanie. Podsumowanie roku który w moim przeświadczeniu miał jakieś 24miesiące i około 730 dni. Nie licząc lutego, który był krótki , ale były w nim walentynki. Walentynki których nie obchodziłam, w ramach protestu nad stanem mojego mentalnego i uczuciowego jestestwa. Chyba się nawet wtedy upiłam.
Ale cofnijmy się dalej. Wsiadam w wehikuł czasu. Sprzęgło, jedyneczka, gaz. Gaśnie. Rura Helmut! Jedziemy.
Zeszłego sylwestra spędziłam w górskim domku, w dresie, w relacji która mnie nudziła. Po północy wypiłam szampana i poszłam spać. Miałam jakieś druzgocące przeświadczenie że gdyby zeszła lawina zabierająca ze sobą mój domek i mój dres, to niewiele bym na tym straciła.
Jak się czuje dzisiaj? Dzisiaj ubiorę sukienkę, żeby było godnie. Posprzątam moją własne kawalerkę, żeby było ładnie. Zrobię sylwestrową czapeczkę dla mojego własnego kota, bo on też musisz czuć się dzisiaj wyjątkowo. Będę piła grzane wino. Będzie tak jak lubię.
Co mi się udało? Jestem studentką najlepszej uczelni o mojej specjalizacji w kraju. Jestem podopieczną szkoły , której właściciela definiuje ze słowem "taniec" cały kraj. Jestem zakochana. Jestem szczęściarą.
Jednak szczerze podsumowując ostatni rok muszę przyznać, że musiałam bardzo dużo walczyć. Żeby znaleźć się w tym miejscu musiałam leżeć krzyżem i na tarczy przed ludźmi którzy chętnie by spalili mnie na stosie. Musiałam się nie cofnąć. Musiałam bardzo dużo się denerwować. Musiałam bardzo dużo przeklinać. To akurat biorę za plus, bo ja lubię przeklinać.
Czego życzę wam i sobie w nowym roku?
W nowym roku życzę wykorzystywania szans. Życzę żeby każdy dzień był niespodzianką. Życzę wytrwałości i odwagi. Życzę bycie w tych 5% ludzi, którzy są w stanie zmienić swoje życie. Życzę wielu spraw ważniejszych niż spokój.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz