W butach na wysokim obcasie lubię najbardziej ten moment w którym je ściągam. Niestety można szukać we mnie z mikroskopem laserowym ostrej dżagi, która na szpilce czuje że miażdży konkurencje jednym ruchem obcasa. Przypomniałam sobie na ostatniej randce kiedy uwieszona na ramieniu Warszawiaka modliłam się, żeby całe pieniądze zostawione u ortodonty nie wylądowały na chodniku.
Wtedy w mojej głowie zapaliła się żarówką bohatera filmów z mojego dzieciństwa - a ślub?! W drodze do ołtarza może się nie zabije, ale cały wieczór w obcasach pewnie skończy się tym co każda lepsza impreza - wracaniem boską stopą po średniowiecznej kostce wrocławskiego rynki. Czy w najlepszej opcji zapaleniem płuc.
Wtedy zapadła boląca dla mojego serca i portfela decyzja - muszę kupić baletki. Co prawda nie będę wyglądała jak milion dolców w swoim najważniejszym dniu, ale przynajmniej resztę życia będę mogła się uśmiechać. Bo będę miała czym.
Decyzja jeszcze nie zapadła - naoglądałam się za dużo z Christianem Louboutin, czego efektem są zdecydowanie za dużo wymagania w proporcji do zasobności portfela.
Ale tak miło czasami pomarzyć....
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz