wtorek, 14 stycznia 2014

domowa susharnia






- Chciałaś to masz high life - powiedział mój serdeczny przyjaciel W, kiedy opowiadałam o moim osamotnieniu i poczuciu pustki w stolicy.

Ale to nie tak. Nie związałam się z Warszawiakiem dla wielkomiejskiego życia. Nie zrobiłam tego też z przyczyn ekonomicznych, ani po to żeby mieć mieszkanie w stolicy. Estetyka też nie była tutaj kluczowa, mimo jest hipnotyzujących niebieskich oczu. Związałam się z Warszawiakiem tylko z jednego powodu - on potrafi zrobić coś, czego nie umiał zrobić żaden mężczyzna w moim życiu. Warszawiak potrafi zrobić sushi.

Miałam ostatnio wielką przyjemność świadkowania przy tym wydarzeniu, było to szalenie skomplikowane, ale postaram się to odtworzyć krok po kroku. 

Krok 1
Proces zaczął się od tego, że Warszawiak załadował cały stół w salonie różnymi elementami które na co dzień widuję częściej wewnątrz niż na zewnątrz rolki. Zaobserwowałam:

- glony nori
- miskę ryżu do sushi
- surimi
- łososia pokrojonego w plastry
- ogórka pokrojonego w długie paski
- karbowaną sałatę
- avokado
- serek philadelphia

Krok 2
Warszawiak położył na macie bambusowej nori i zaczął nakładać ryż. Mniej więcej w połowie glona skończył. Na to według znanej tylko sobie zasada feng shui nałożył pozostałe elementy. 

Krok 3

 Następnie za pomocą bambusowej matki , energicznie uciskając z zapałem węża boa ukręcił rulonik. Jeżeli wykorzystamy wariant ze kroku 2 rolka będzie miała na wierzchu glona a w środku ryż z wypełnieniem. Jeżeli zastosujemy metodę w którym pod glonem położymy ryż a na glonie dodatkowe elementy uzyskamy taką rolkę jak na powyższym zdjęciu. Myślę że ten fason jest zdecydowanie bardziej widowiskowy. 

Krok 4
Ostatnim elementem jest krojenie rolki. Warszawiak przekroił ją na pół, a następnie każdą z połówek na 4 równe części. Dzięki temu uzyskaliśmy 8 maków jak na powyższym zdjęciu. Niestety połowę udało mi się zjeść przed wykonaniem fotografii. 



Warszawiak posmutniał gdy w połowie skończył nam się ryż. Nieświadoma jak dziewica zaproponowałam ,żebyśmy po prostu dogotowali trochę. Popatrzył na mnie jak bym proponowała mu założenie hodowli pingwinów przy naszych warunkach klimatycznych i odpowiedział z ojcowską pobłażliwością: ryż gotuje się godzinami. Sprawdziłam w google, faktycznie - ryż gotuje się godzinami. 
A już myślałam że po prostu jest leniem i oszustem.

1 komentarz:

  1. Ja miałam w październiku pierwsze podejście do sushi i cóż... na przewrotny sposób smakowało mi bardzo i wcale. Bardzo - 90% sushi. Wcale - glony nori, niestety. Dla mnie ich smak zabija całą potrawę :(

    OdpowiedzUsuń