Pozornie piątkowy wieczór nie zapowiadał nic druzgocącego. Miał być miły i zakończyć się upragnionym porankiem bez wstawania rano. Nic bardziej mylnego. W piątkowy wieczór ktoś pociągnął za spust dwururki , robiąc spustoszenie w moim mózgu.
Pierwszy strzał
czyli "Czas na miłość".
Podeszłam sceptycznie, bo film opisany jest jako komedia romantyczna. Z kinowego doświadczenie wiem że najczęściej nie są one ani śmieszne, ani romantyczne za to skutecznie leczą z jednej dolegliwości - bezsenności. W tym przypadku podejrzewam że recenzentowi "komedią romantyczną" wydaje się też "porozmawiaj z nią". "Czas na miłość" jest na pewno śmieszny, ale nie głupim humorem "American Pie", a bardziej błyskotliwym dowcipem " Nietykalnych". Na pewno jest romantyczny ,ale nie historiami z książek mojej babci, a miłością na wszystkich płaszczyznach : kobiety do mężczyzny, rodzica do dziecka, brata do siostry , a nawet człowieka do życia. Film jest przede wszystkim totalnie rozczulający. A ja ostatnio płakałam na "Królu Lwie". Jak każdy normalny człowiek.
Strzał drugi
czyli orzechowy smoothie
Podpatrzyłam go już lata świetlne temu na blogu nissiax83 który regularnie inspiruje mnie do zdrowego i aktywnego trybu życiu. Wczoraj odważyłam się uruchomić mój blender, chociaż z pewną dozą nieśmiałości, gdyż moje ostatnie podboje z tym sprzętem skończyły się efektem które zanegował nawet mój kot. A mój kot wylizuje stary olej z patelni, więc raczej nie szczyci się zbyt wyrafinowanym gustem.
Do zrobienia smoothie dla jednej osoby potrzebujemy:
- 2 banany
- 2 duże łyżki naturalnego jogurtu greckiego
- 1 łyżka masła orzechowego (Polecam te ze sklepu z ekożywnością - są z orzeszków ziemnych i tylko je zabierają w składzie. Te do kupienia w hipermarketach nie dość że zrobione są z orzechów arachidowych - gorzej od nich uczula chyba tylko azbest, to w składzie mają jeszcze oleje roślinne, oleje utwardzane, wodę z kibla i Butapren)
- trochę mleka (w moim przypadku kokosowego, autorka poleca migdałowe)
Całość wrzucamy do blendera i po kilku minutach mamy taką rozkosz w ustach że mruczymy jak w reklamie ciastek Oreo. I jest cudownie.
Polecam taki zestaw na jesienne wieczory tej zimy.
O smoothie słyszałam od dawna, ale... wolę nie próbować, bo czuję w powietrzu solidne uzależnienie!
OdpowiedzUsuńA na film czaję się od dawna, mam słabość do Rachel McAdams. Na pewno obejrzę!
Wlazłam przypadkiem na Twojego bloga, nawet nie pamiętam jak pokrętną drogą... i przepadłam! Czytam od dwóch godzin, zamiast spać. Masz taki "mój" styl pisania (tzn. ja nie piszę ale uwielbiam czytać blogi pisane taki stylem: ) wróże sukces w blogosferze ;D i życzę tych baletowych!!!
OdpowiedzUsuńBede stałym gościem, pozdrawiam!!!
Lusia :))
Też obejrzałam go kilka dni temu i zarówno ja jak i mój TŻ był pod ogromnym wrażeniem :) a uwierz mi że ciężko namówić go na film, który w opisie ma "komedia romantyczna".
OdpowiedzUsuńP.S. Uwielbiam Twojego bloga :)