czwartek, 6 marca 2014

Her - internet zwany pożądaniem

Internetowe randki zawsze kojarzyły  mi się z wybieraniem partnera na zamówienie. Nie że mam coś przeciwko, w końcu gdyby nie jeden z popularnych portali internetowych z moimi umiejętnościami interpersonalnymi najprawdopodobniej nigdy nie wyszłabym za mąż. Nie mniej zakres preferencji które musimy wskazać w takim serwisie kojarzy mi się trochę z zamawianiem kanapek w Subway'u : wybieramy ulubione elementy i z nich tworzymy to co nam odpowiada, potem możemy skonsumować i ewentualnie wrócić po więcej. Wygodne, ale na pewno nie ma to nic wspólnego z ekscytacją nowością, czy fascynacją odkrycia zaskakującego połączenia. A może pójść o krok dalej? Może zamiast wybrać z partnera z określonymi cechami, stworzyć go na wymiar?

W taką podróż do przyszłości zabiera nas twórca filmu "Her" Spike Jozne. Nie, tym razem nie wsiądziemy do pojazdu kosmicznego i nie będziemy mieć kostiumu z gwiezdnych wojen. Będziemy mieć komputer, taki jak każdy z nas ma w domu i bohatera, którym mógłby być nasz sąsiad. Teodor, bo o nim mowa jest przeciętnym nieudacznikiem z wielkiej metropolii : stracił pracę, przez co musi dorabiać pisząc za ludzi listy, zostawiła go żona, która jest wiecznie niezadowolona ze swojego życia, nie ma zbyt wielu znajomych, a do tych co ma i tak nie dzwoni, co z reguły rodzi pretensje.Na dodatek ma dość mechanicznego głosu swojego komputera. W tej serii niefortunnych zdarzeń postanawia coś zmienić. Skuszony reklamami, zaczyna od głosu.


Teodor nie zdaje sobie sprawy, jaką puszkę Pandory udało mu się otworzyć. Nowe oprogramowanie jego komputera, nie dość że przemawia seksownym głosem Scarlett Johansson, to jeszcze wie o jego potrzebach wszystko. Jest ideałem kobiety : słucha go, czyta podręczniki do fizyki w ułamek sekundy, zgadza się z jego poglądami, podsuwa ulubione restauracje. Samantha, bo takie imię nadaje sobie program, jest zapatrzona w swojego użytkownika do granic, zabiega o niego, aż w końcu rozkochuje w sobie. 

Siadając do tego filmu myślałam że najbardziej przerażająca jest w nim fabuła - dorosły facet który pożąda oprogramowania komputerowego. Teraz już wiem że to nie to. Najbardziej w tym filmie przeraża jak bardzo on jest o nas - naszej potrzebie bliskości, zrozumienia, czyjeś uwagi. Ten film wywleka najbardziej skrywane pragnienia i stawia nam je przed nosem.


"Her" pięknie definiuje człowieka - to nie nasze ciało, wygląd, cielesność jest wartością. To intelekt nas definiuje, to w nim rodzą się wszystkie emocje. Nawet erotyzm jest w mózgu, czego dowodem jest fantastycznie zagrana głosami scena seksu. Cały nasz potencjał to mózg.

Aktorsko film zachwyca - Joaquin Phoenix przechodzi fantastyczną metamorfozę , Scarlett Johansson robi głosem to, czego innego aktorki nie robią ciałem i kostiumem. Drugi plan także trzyma fason, Amy Adams, Rooney Mara czy Olivia Wilde tworzą postacie z charakterem, zapadające w pamięć.


"Her" na pewno nie jest lekkim filmem na zimowe popołudnie. W całym swoim zagmatwaniu jest refleksyjny i przygnębiający. Dokąd idziemy? Co chcemy? Każda scena tego filmu kipi emocjami, wyolbrzymionymi, wstydliwymi. Film łamie tabu, jakim jest wielkomiejska samotność, potrzeba zrozumienia. Jednak spędzić dwie godziny oglądając faceta zakochanego w tworze technologii ? Warto, chociażby po to, żeby zadać sobie pytanie : Gdybyś był Teodorem, to co byś zrobił?

1 komentarz:

  1. Film całkiem ciekawy ale zdecydowanie trzeba mieć na niego dzień :) Nie bez powodu dostał oscara a scenariusz.
    Ja jestem ogromną fanką Terrencea Malicka od czasów Tree of Life, jeśli nie miałaś okazji zobacz koniecznie :)

    OdpowiedzUsuń