wtorek, 12 listopada 2013

Kurier czyli dramat w dwóch aktach

  
  

                    Chciałam napisać o fantastycznych funkcjach Fuji instax Mini i o tym, że Warszawiak nienawidzi Ewy Ch. ale zostałam wytrącona z równowagi przez kuriera....

                    Akt I

                     Warszawiak postanowił wynagrodzić mi zupełnie-bezsensowną-rzecz którą musiałam dla niego zrobić. Nagrodę wybrał, zamówił, przeniosło go na stronę do przelewu, wpisał kwotę, zaktywował smsowym kodem aktywacyjny i okazało się że nic nie muszę robić. W sumie dostałam prezent bez okazji. Było miło, dopóki pewnego popołudnia nie zjawił się kurier.

                    - Panie, ja tu stoję z paczką a tu nikogo nie ma - wyraził swoje rozczarowanie do słuchawki W
                    - A nie może przyjść Pan za półgodziny ? - W zapytał z nadzieją, zresztą firma ogłaszała się jako elastyczna i skłonna do negocjacji.
                     - A W ŻYCIU! - odparł kurier głosem pewnym zniecierpliwienia 
Potem rozmowa zrobiła się dość monotonna. 
                     - To może podam inny adres i tam Pan podjedzie? To niedaleko - W zaczął gorączkowo obmyślać rozwiązanie 
                     - A W ŻYCIU! - odparł kurier głosem pewnym zniecierpliwienia 
                     - To może jakieś awizo? 
                    -  A W ŻYCIU! Zostawiam u sąsiadki - odparł kurier głosem pewnym zniecierpliwienia i się rozłączył.

Podejrzewam że gdyby się nie rozłączył, Warszawiak opowiedziałby mu historie o tym, że nie widzieliśmy żadnego sąsiada nigdy na oczy, bo pracujemy od rana do wieczora, bo to miasto nie śpi , bo..... ale się rozłączył. Całe popołudnie obmyślałam niecny plan odbicia paczki. Sąsiadka mogła być niebezpieczna, mogła mieć broń albo psa. Gotowi na naszą "Zbrodnie i Karę" wcisneliśmy guzik windy i zostaliśmy zaangażowani w akcje ekologiczną "Stolica gasi światło". Akcja była o tyle szeroka że zgasili również latarnie uliczne. Jeszcze nie zwariowałam żeby iść do domniemanego terrorysty w czasie awarii prądu. Jest wiele milszych sposobów na popełnienie samobójstwa.

                           Na drugi dzień Warszawiak zebrał się w sobie i poszedł do sąsiadki w dzień, uzbrojony w anielską cierpliwość. Drżałam z przerażanie, bo tyle ostatnio słychać o nieciekawych sparingach sąsiedzkich. Zadzwonił z uśmiechem ogłaszając swoje zwycięstwo:

                          - Mam paczkę !
                          - I jak było?
                          - Miło, sąsiadka młoda i ładna.

To już szczerze powiedziawszy wolałabym żeby była terrorystą.

                  
                       Akt II

                      Nauczona doświadczeniem o błędach ludzkich postanowiłam zdać się na technologie. Szybko tego pożałowałam, najpierw czekając godziną na autobus, który nie przyjechał, potem na autobus, który nie dojechał, na końcu wpisując w paczkomat kod do przelewu sprzed tygodnia, zamiast hasła. Kiedy już złamałam kod dostępu otworzyła się szufladka. Na samej górze. Na samym końcu. Moim oczom przy kolejnym skoku ukazywał się tylko srebrny skrawek paczki. Postanowiłam nie porzucić feminizm i zacząć zaczepiać przechodniów. Zlitował się piętnasty na dźwięk słów:
                          
                          - Hej Człowiek! Weź mi pomóż....

Człowiek zwinnym skokiem antylopy uciekającej przed tygrysem szablozębnym wydobył paczkę. Wróciłam do domu o 12 w nocy w stanie który pozwoliłby mi grać w filmie o Polskiej Akcji Humanitarnej bez charakteryzacji. 


Gdyby wnętrze paczek mnie tak nie ucieszyło, to byłby moje ostatnie internetowe zakupy, zanim zaczęłabym brać leki uspokajające nielegalne nawet w Meksyku. Jednak w takim wypadku jak mawia idol nastolatek: never say never.
 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz