- Przecież ja biegam - powiedział Warszawiak, a ja ucieszyłam się że do hipermarketu nie chodzi się w kapciach, bo pewnie by mi spadły.
"Przecież ja biegam"
Przypominam sobie spotkanie z bluzą do biegania Warszawiaka w praniu, było to z miesiąc temu.
"Przecież ja biegam"
Ostatni raz biegnącego Warszawiaka widziałam przez okno, jak za dwadzieścia minut zamykali sklep a jemu skończyły się fajki.
"Przecież ja biegam"
Matko Boska! Podsumowałam temat jedynie chłodnym spojrzeniem i obietnicą że coś mu pokażę. I pokazałam. Godzinę później usłyszał magiczne "Już po krzyku", leżał na podłodze i cedził prze zęby :
- Nienawidzę Cię, Chodakowska.
Chyba był to przełom, bo od tego czasu sam się z nią umawia, choć na początku chętnie robiliśmy trójkąt. Nie jestem zazdrosna, przynajmniej już się nie zastanawiam czy przy takiej ilości treningów dostanę zawału, czy zostanę kulturystą.
Nie odpuściłam jednak i dalej staram się stawiać sobie coraz wyżej poprzeczkę. Po ostatniej uwadze trenera że moje ciała niestety coraz bardziej przypominam Flubbera, postanowiłam zmierzyć się z siłownią.Po głębszej analizie dochodzę do wniosku, że jest mniej nudno niż na jodze i można mieć fajniejszy strój. Po długich bojach koszul po starszym bracie doszłam do wniosku że nic mnie bardziej w życiu nie wpędza w kompleksy niż moje odbicie w lustrze na siłowni. Postanowiłam odbić się od dna i znaleźć co niekrępującego ruchów, ale też nie służącego za metodę antykoncepcyjną. Chyba się udało:
top - h&m
spodnie - bershka
buty - reebok easytone
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz